2007/06/28

Zmiana orientacji. Mówi były gej: byłem homoseksualistą, a teraz mam dzieci

Dyskutuję ja sobie kulturalnie (przeciwnie niż z Życzliwą) z pewnym miłującym bliźnim skupionym wokół Zbawionych, który mnie nie potępia, ale chętnie by mnie wyleczył. Jak rozumiem, to taka specyficzna miłość bliźniego, warunkowo akceptująca. Brak potępienia odbieram, jako kredyt zaufania, iż nie zmarnuję tej łaski i skorzystam z pomocy... Ku przestrodze innych członków społeczności LGBT sporządzam tę notkę....

Internet roi się od wyznań byłych homoseksualistów, wyleczonych gejów i innych zjaw. Na ten przykład, Dziennik (springerowski) zamieszcza triumfalnie:

(...) Amerykanin Alan Chambers sam żył kiedyś z mężczyzną. Dziś ma żonę i dzieci. I przekonuje, że zmiana orientacji seksualnej jest możliwa, ale tylko wtedy, gdy uwierzy się w siłę Jezusa.
Został prezesem organizacji Exodus International, bo jest przekonany, że homoseksualizm da się wyleczyć. Amerykanin Alan Chambers sam żył kiedyś z mężczyzną. Dziś ma żonę i dzieci. I przekonuje, że zmiana orientacji seksualnej jest możliwa, ale tylko wtedy, gdy uwierzy się w siłę Jezusa.
Do Exodusu zgłaszają się nie tylko geje i lesbijki, którzy wstydzą się swojej orientacji. Przychodzą również ich rodziny, przyjaciele i znajomi. Co miesiąc organizacja wysyła wszystkim serwis e-mailowy z informacjami o ważnych wydarzeniach, z recenzjami książek i filmów, ale też z prośbami o modlitwę w intencji członków. Każdego roku na uroczysty, pięciodniowy zjazd przybywa ponad tysiąc osób.

Albo gdzie indziej:

Mam na imię Irek (41 lat). Dwadzieścia jeden lat temu byłem homoseksualistą oraz uprawiałem czarną magię i tak jak Piotr [z poprzedniej notki] mialem skłonności samobojcze. Próbowałem szukać pomocy u ludzi, lecz nie znalazłem. Byłem wykorzystywany i sam wykorzystywałem. Moje życie było pasmem utrapień. BYŁO - tak mogę teraz napisać ponieważ wydażył się cud. Pan JEZUS uratował moje życie i to dosłownie. Jak to było? Otóż sciągnięto mnie ze sznurka w ostanim momencie i od tego momentu zacząłem szukać Boga i On okazał mi swoją Miłość w Jezusie Chrystusie. Wyznalem Mu swoje grzechy (homoseksualizm jest grzechem), Jezus wybaczył mi i od tego momentu moje życie się zmnieniło. Ożeniłem się z bogobojną kobietą. Mam dwie wspaniałe córki, pracę i jestem szczęśliwy. Dzieki za to Jezusowi.

W historii medycyny, seksuologii, psychiatrii i psychologii było było wiele prób "leczenia" z homoseksualizmu. Począwszy od interwencji chirurgicznych (transplantacja tkanki jąder heteroseksualistów homoseksualistom , sic!), farmakologicznych i hormonalnych, przez różne szkoły psychoanalizy (nieuświadomione poczucie winy, wadliwa identyfikacja, kompensacja), behawioryzm (warunkowanie zachowań heteroseksualnych, elektrowstrząsy), perspektywy poznawcze (korekta zinternalizowanych patologicznych norm) do uzależnień (od sexu ma się rozumieć). Nauka i historia obeszła się z tymi teoryjkami dość okrutnie, więc nie będę się rozpisywał, a i są mądrzejsi ode mnie w tej dziedzinie. Zarzuty były proste: niehumanitarność, ideologiczne/ religijne nastawienie, niska (żadna) skuteczność zwłaszcza w perspektywie czasowej. Pisząc to bazuję na wytycznych American Psychological Association i Americal Psychiatric Association - organizacjach, które nadają nauce ton w swoich dziedzinach i mimo że są z bardzo bogobojnego kraju, nie widzą skutecznych metod, ani tym bardziej przesłanek do "leczenia" homoseksualizmu. Ta druga opracowuje też DSM, biblię dla diagnostów na całym świecie (W Europie jest odpowiednik - IDC, ale i częściej tak się używa DSM, obecnie w wersji IV), gdzie orientacja homoseksualna, ani biseksualna nie występuje, bo od lat przez fachowców jest traktowana jako norma.

Jest jednak podejście - conversion therapy- które skutecznie opiera się standardom metodologii i nauki en general. Tacy "terapeuci" w USA skupieni są wokół pseudonaukowej organizacji NARTH i można ich nazwać śmiało chrześcijańskimi fundamentalistami. Wymyślają terapie przytulaniem, straszą piekłem, puszczają filmy poglądowe o małżeństwie, wzbudzają poczucie winy. W Polsce najgłośniejszym takim ośrodkiem leczniczym jest lubelska Odwaga. Jak to wygląda i jakie są tego skutki, można przeczytać tu.

Kilka lat temu, mój ówczesny partner dostał list, w którym młody gej (chyba Piotrek) z Nowej Huty opisywał potworności, z którymi na co dzień musi się zmagać ze strony miłujących bliźnich (głównie psychiczne, chcociaż fizycznie też mu się zdarzyło dostać). List był rozpaczliwym wołaniem o pomoc, wyrazem lęku i bezsilności, a zarazem skumulowanej agresji wobec oprawców. Był tam też fragment o samobójstwie. Odebrało nam głos, czytaliśmy z przerażeniem ten list raz i wtóry w milczeniu, nie wiedząc, co powiedzieć i nie mogąc nic zrobić. Niestety był anonimowy. Bardzo możliwe, że ten chłopak się zabił (ile można znieść?), albo uciekł w prochy. Tak Irku (lat 41), to mniej więcej o Tobie, chociaż nie w Twojej osobie. Religijni terapeuci zatriumfowaliby, widząc historię owego Piotrka: nieszczęśliwy, zagubiony, z możliwością podjęcia czynów zgubnych (prochy, samobójstwo, żądza zemsty). Ich diagnoza pewnie by brzmiała: homoseksualizm źródłem zła i cierpień, zakwalifikowany do zmiany orientacji.

Pytanie obrazowe do "terapeutów" i ich zwolenników: czy jeśli nastolatka terroryzuje grupa (rówieśników, przestępców czy mendowatych katolików z krakowskiego Stowarzyszenia Piotra Skargi), to pomagamy mu zostać jednym z nich (terapia zmiany orientacji), czy dobieramy się do skóry oprawcom, a ofiarze pomagamy, uczymy się bronić i terapeutyzujemy jego poczucie własnej wartości i integralności (właściwa terapia, która powinna mieć miejsce)?

Wracając do Irka i Alana, obaj podkreślają, że cudu zmiany dokonał Bóg. Przynajmniej to jest dobre, że nie powołują sie na naukę tylko na Boga. A, że ten podobno może wszystko, to niech im będzie na zdrowie. Ku radości Zbwionych, przykład Alana i Irka to dowody na słuszność ich wierzeń i propagowanej ideologii. Mnie się nasuwa pytanie czy zamienia pociągu do faceta na ekspiację i obsesyjne uwielbienie krzyża czy Biblii jest wyleczeniem? Takie nazewnictwo to wielkie nadużycie semantyczne, a "leczenie" nieetyczne. To żadne wyleczenie w sensie medycznym, co najwyżej wypranie mózgu i schizofreniczne życie w zgodzie z Katechizmem: nie potępiamy człowieka, potępiamy zachowania. Gej, który ma faceta jest zły, ale już gej, który wziął sobie żonę i płodzi dzieci jest dobry (wyleczony).

Jeśli już, ktoś szuka miłości bożej, to niech i się "terapeutyzuje" nawet w taki boski sposób. Jeśli będzie się sam z tym czuł lepiej, niech mu będzie. Osobiście, nie wierzę jednak w tę dobroć, bo zadeklarować można wszystko w celu utwierdzeniu się w powziętej decyzji, polepszenia swojej samoceny czy wizerunku w bezpośrednim otoczeniu (homofobicznym), a obiektywnych danych to potwierdzających brak. Daltego nie słuchajmy fanatyków, że jest to wyleczeniem i jest blisko w 100% skuteczne. To kpina i śmiech na sali. W ramach bycia złośliwym, przypominają mi się wszyscy żonaci faceci na gejowskich czatach albo historia (pewnie niejednego) religijnego aktywisty i ciśnie mi się uszczypliwość: "Drogi Irku, Drogi Alanie, życzę Ci, żebyś czasem nie przyssał się do fiuta ze zdwojoną siłą, kiedy w Twoim polu widzenia zabraknie krucyfiksu". Ale nie chciałbym bezcelowo pastwić się nad wzorowymi mężami i barankami bożymi...

Jedno jest pewne, z psychiką ludzką można zrobić wiele. Wystarczy trafić na podatną jednostkę i dodać trochę sztuczek socjotechnicznych i psychologicznych. Można więc człeka zaprogramowac na kamikadze, powierzyć mu kierowanie obozem w Auschwitz, wpoic miłość do Kim Ir Sena, albo namówić 900 osób samobójstwa. Umiejętnym mixem terroru potępienia, piekła i miłości bożej czy innej ideologii u zagubionej jednostki homoseksualnej da się niejedno przestawić. Ale to nie jest wyleczenie!

Update: To, że ktoś miał kilka kontaktów seksualnych z przedstawicielem/ką tej samej płci, wcale nie znaczy, że jest homoseksualny/a. Może to było z ciekawości, może było zastępcze, a może z powodu nadmiaru alkoholu czy innych wydarzeń w biografii. Powiedzmy, że były to "zachowania mechaniczne" a nie całość orientacji PSYCHOSEKSUALNEJ. Nie powinno więc dziwić, że takich kontaktów od ręki zaprzestał/a. Tak, jak my nie jesteśmy heteroseksualistami, mimo że raz czy wtóry zdarzyło się nam z paniami [a nie jesteśmy nawet biseksualistami].

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

To nie prawda, że osoby uwolnione od homoseksualizmu wyłącznie powołują się na działanie Boga.
Właśnie czytam "Homoseksualizm i nadzieja" Aardwega. Chociaż wydała to Fronda, to jednak warto zajrzeć. Facet na spokojnie pisze o swoich dwudziestoletnich doświadczeniach w leczeniu homoseksualizmu. Nikogo nie straszy i nie wzbudza poczucia winy, nie przytula. Metoda nie wygląda na zbyt skomplikowaną. Pisze, że procedura jest podobna jak przy leczeniu każdej nerwicy.

KiK pisze...

Problem w tym, że Aardweg wyprowadza swoje wnioski tylko z grupy klinicznej, czyli pacjentow i odnosi je do calej populacji. Niezaleznie od orientacji, osoby zglaszajace sie na terapie maja problemy, czesto bardzo powazne. Dlatego jest wysmiewany przez srodowisko zawodowe ze swoimi teoriami. A oprocz tego jest (a moze byl) prezesem NARTHu, organizacji pseudonaukowej o religijnym swiatpogladzie

Anonimowy pisze...

"Wymyślają terapie przytulaniem, straszą piekłem, puszczają filmy poglądowe o małżeństwie, wzbudzają poczucie winy." - wielkie g...o prawda. Wiem, bo sam uczestnicze w takiej terapii. Nie ma tam ani przytulania kogokolwiek, ani puszczania filmów ani wzbudzania poczucia winy. To normalna psychoterapia terapia.

KiK pisze...

@anonimowy:

Z niecierliwoscia czekamy na wyniki. Mamy tez nadzieje, ze za kilka lat nie dojdziesz do wniosku, ze byl to czas stracony.

Pozdrow od nas swojego terapeute. Spytaj, kto go superwizuje i czy doksztalcal sie od lat 80-tych.

Anonimowy pisze...

kik Twoja reakcja na post anonimowego jest tendencyjna (i złośliwa), tak jakbyś posiadał monopol na prawdę. są rzeczy, które nie śniły się nawet filozofom. może i Tobie nie wszystko się przyśniło?

KiK pisze...

@Anonimowy: bo tak się składa, ze z racji wykształcenia mam w tej dziedziniewiedzę ponad przeciętną. Jak równiez znamy stan (nie)wiedzy częsci polskich terapeutów wynikający z braków w wiedzy i badań. Jak gej przyjdzie z problemem x nie związanym z orientacją, to i tak ta kwestia ich nadmiernie zafrapuje. A jak pójdzie gej z problemem orientacji, to już wtedy w ogóle maja poczucie omnipotencji. Zwlaszcza analityczni i zwlaszcza gotowi podjac sie prowadzenia takich terapii... Tymczasem spędzenie kilku lat u analityka (inni nie maja tak nonszalanckich zapędów), zeby dowiedzieć sie ze matka była dominująca, a ojciec nieobecny, co rzekomo ma byc przyczyna takiej orientacji (podczas gdy nie jest nią u 95% innych ludzi wychowywanych w takim modelu), jest naprawdę bezczelnością, wyciąganiem kasy i karmieniem klienta złudzeniami odnośnie możliwych wyników...

Anonimowy pisze...

kik, ponadprzeciętną wiedzę prezentują specjaliści po obu stronach barykady. na dzień dzisiejszy fakty naukowe dot. homoseksualizmu wciąż nie są jednoznaczne, i stąd możliwość różnego ich interpretowania. sugerujesz zaściankowość polskich psychologów, którzy podejmują się terapii osób o skłonnościach homoseksualnych. otóż dobrze jeśli jej się podejmują (odpowiedzialnie), skoro klient (pacjent) tego od nich oczekuje. druga rzecz, gdzie narodziła się terapia osób homoseksualnych? właśnie, w mekce homoseksualizmu, Holandii, gdzie przecież homoseksualiści cieszą się powszechną akceptacją, a ich związki zostały prawnie usankcjonowane już w 1811 r.(!) zatem od dawna rodzą się w Holandii dzieci, których choćby potencjalny homoseksualizm jest już zaakceptowany od kołyski. więc jeśli chodzi o ten kraj na pewno nie można mówić o presji światopoglądowej (o której rzeczywiście można by mówić w Polsce). a jednak potrzeba terapii na szeroką skalę pojawiła się właśnie tutaj. i to właśnie tutaj została zapoczątkowana.

KiK pisze...

Nie jest tak, ze kiedy ktos czegos oczekuje, to mozna sie podjac odpowiedzialnie realizacji takiego postanowienia. Dotyczy to zwlaszcza terapii. Oczekiwac mozna cudow, co nieznaczy, ze sa one do spelnienia. Czlowiek zdesperowany jest gotow sie chwycic kazdej nadzei. Analogicznym przykladem mechanizmu lezacego u podstaw takich "kontraktow" moga byc rozne cudowne leki i osrodki leczace nowotwory... Tymczasem z racji żerowania na nadziei daje sie wylacznie poczucie sprobowania wszystkich mozliwych sposobow (dobrze spelniona powinnosc, najwyzej sie nie uda...)

Smiem twierdzic, ze wiejącej faktow o etiologii homoseksualizmu nie poznamy szybko (jesli kiedykolwiek), tak jak nie poznamy przyczyn heteroseksualizmu...Wyjasnienia pychologiczne byly tworzone albo teoretycznie albo na grupach klinicznych i ni jak sie mialy do pozostalych ludzi (a co ze zwierzeami?), na model genetyczny jest za wcześnie (a wtedy psychoterapie o kant dupy mozna potluc) a i tak jest male prawdopodobienstwo, ze to bedzie wyjasnienie wystarczajace, wiec co jeszcze? Zle masz podejscie. Nie szuka sie przyczyn stanu normalnego...

W Holandii, jak wspominasz narodzila sie terapia gejow (zostawmy obok sprawe ile w tym ideologii, ile metodologii i dobrych wynikow), jednak tamtejszy kontekst kulturowy sprawia, ze nie uzywa sie tej mozliwosci w kategoriach moralnych lub do pokazania, ze "mozna inaczej, tylko trzeba chciec" (a ci co nie chca to upadli degeneraci). To fundamentalna roznica rzutujaca na motywacje do prob z takimi propozycjami.

Anonimowy pisze...

kik, można odpowiedzialnie podjąć się terapii osób o skłonnościach homoseksualnych. w końcu, może się to podobać lub nie, ten rodzaj terapii ma już pewną tradycję, są osoby, które twierdzą, że im ona pomogła. poza tym chyba
żaden terapeuta nie zajmowałby się uparcie czymś, co nie przynosiłoby żadnych efektów. oczywiście
odpowiedzialnie podjąć się takiego wyzwania może tylko taki specjalista, który zna temat i wierzy w sensowność tej terapii. inna rzecz, że powodzenie każdej terapii zależy także od samego pacjenta (klienta) i że żadna, jakiego rodzaju by to terapia nie była, zawsze kończy się powodzeniem tylko w pewnej części przypadków, a mimo to jest podejmowana, i nikt nie podważa sensowności tych działań.

zgadzam się z Tobą co do etiologii homoseksualizmu i kwestii dot. jego
podłoża genetycznego - mam podobne intuicje.

napisałeś, że nie szuka się przyczyn stanu normalnego, a jednocześnie sugerujesz potrzebę dociekania przyczyn heteroseksualizmu.. wygląda na niekonsekwencję..

przyczyna heteroseksualizmu jest powszechnie oczywista - zachowanie gatunku. żeby ją dostrzec nie trzeba zaawansowanych dociekań,czy uzasadnień - myślenie zdroworozsądkowe dla większości stanowi w tej materii wystarczające kryterium.

zgadzam się, inny kontekst kulturowy, inny rodzaj motywacji.. o tym właśnie miał mówić mój poprzedni post.

KiK pisze...

anonimowy:

jak to nikt nie podwaza sensu istotnosci tej terapii. Chyba tylko ci zwiazani z kosciolem....Skonczmy juz ten watek, bo niczego on nie wnosi. Jezeli komus nie zal zycia na podjecie kilkuletniej proby, to niech mu tam. Jednak usankcjonowaniu takich praktyk mowimy nie. A bohaterzy opisani w tym poscie nie sprawiaja dla mnie wrazenia, ze im pomoglo. Jesli ktos zamienia faceta na jakiegos Boga, to jest to zadna roznica ;-)

dociekanie przyczyn jednego i drugiego mialo Ci pokazac, ze jedno i drugie jest malo potrzebne. Logicznie rzecz ujmujac przetrwanie gatunku nie jest przyczyną heteroseksualizmu. Dopiero rozmnazanie jest sposobem przetrwania gatunku. Moze sie ono odbywac na rozne sposoby: podział, poczkowanie, samozaplodnienie, kopulacje, in-vitro w zaleznosci od form i etapu rozwoju...

Anonimowy pisze...

niezależnie od sposobu, nic nie zmienia faktu, że do zachowania gatunku (czyt. rozmnażania) konieczne są dwie komórki RÓŻNE - żeńska i męska. chyba nie sądzisz, że rozmnażanie to tylko kwestia sposobu, czy metody. nie podejrzewam, że łudzisz się, iż kiedyś powstanie człowiek z połączenia dwóch plemników (lub komórek jajowych).