2008/03/26

Zamknięte z powodu urlopu


Po powrocie fotorelacja. Pozdrawiamy.

2008/03/22

Święta, Święta

Wpadliśmy na pomysł świątecznych kartek okolicznościowych. Tradycyjny motyw zajączka i jajka nieco się mógł znudzić...

Wariant 1.

Wariant 2.


Najlepszym prezentem świątecznym będzie z kolei oryginalna chińska porcelana produkowana specjalnie na zamówienia z Polski.


Deser.

Szukając prezentu dla maluchów, które odwiedzimy w poniedziałek zajrzeliśmy do książeczki edukacyjnej. No i proszę. Dzieci mogą się z niej dowiedzieć, jak nazywać części swojego ciała. Mają więc usta nos, pupę itd. W miejscu siusiaka albo cipki wszystkie dzieci mają natomiast "płeć" (żółta kropka na zdjęciu). I tak dzięki sprytnemu zabiegowi autorów będą nam wyrastać geniusze, bo uda się im przyspieszyć o jakieś 8 lat wykształcenie umiejętności myślenia abstrakcyjnego. Że też nikt na to nie wpadł wcześniej...

2008/03/21

Trzeba zacząć obrażać

"Żądanie ślubów przez gejów i lesbijki jest realne i słyszy takie głosy środowisk homoseksualnych także w Polsce. - Bogu dzięki staram się nie mieć z nimi kontaktów. Ale te środowiska obrażają uczucia religijne katolików na swoich paradach i imprezach" - powiedział Joachim Brudziński.

Dyskusja z głupotą niepotrzebnie ją nobilituje, powiedział ktoś mądry. Dlatego nie będziemy dyskutować, ale obrażać tych wrażliwych katolików. Bo taki buc, jak ten powyższy, jest tego warty...

Tymczasem obrażalskim życzymy prawdziwie pedalskich Świąt.

Odgrzewane: gejowska impreza za kasę ministerstwa

Dziennik ze szczegółami opisuje imprezę Ministerstwa Pracy na zakończenie Roku Równych Szans, którą uświetniła drag queen Lea Divine.

Impreza była daleka od powagi nabożeństwa, co widac na pierwszy rzut oka:

"Lea, nie mogę się ciebie doczekać! Lea, kocham cię!" - wołał jeden z gości, wywołując wykonawców: Leę Divine i Petera Didencera. W końcu ukazała się Lea - mocno uszminkowany i upudrowany mężczyzna przebrany za barokową markizę. Tańczył(a) i śpiewał(a), od czasu do czasu namiętnie i długo całując swojego partnera w usta."

No co tu dużo mówić Lea Divine prezentuje estetykę na podobnym poziomie, co Doda. Ani wyżej, ani niżej (chociaż może Doda jest bardziej "profesjonalna" z racji budżetów). Nie do końca jesteśmy przekonani, że są to artystki nadające się na imprezę ministerialną z racji swoich niewysokich lotów. Skoro jednak zdecydowano, że są to czym tu się tak obruszać? Faktem, że skaczące w podskokach cycki tego przebrane faceta nie są prawdziwe? No właśnie fakt, że jednak jest to facet niektórych szokuje tak, iż krztuszą się własną śliną. Tylko w takim razie po jakiego kija zaproszono go ze swoim kiczowatym szoł na imprezę ministerstwa? Jak estetyka drag queen razi, to trzeba było zaprosić Eltona Johna... Podejrzewamy jednak, że Elton to za wysokie progi na te nogi...

Jaki to kiepski manager lub niekompetentny urzędnik nie mógł sobie poradzić z wynegocjowaniem prostego kontraktu na obsługę - powiedzmy "artystyczną" - imprezy ministerstwa? Normalnie, kiedy jedzie kapela grać w remizie albo na otwarciu centrum handlowego, to prosi się o przedstawienie odpowiedniego scenariusza i mówi "to wypada, bo jest kiepskie" Klient nasz pan, płaci, artystka się sprzedaje i musi słuchać albo wypad... Jak było tutaj?
I tu zmierzamy do sedna.

"Gdybyśmy zerwali umowę z zespołem, moglibyśmy narazić się na zarzut dyskryminacji ze względu na orientację seksualną jego członków. To kłóciłoby się z zapisami przygotowanego przez nas projektu ustawy o równym traktowaniu" - mówi rzecznik resortu Bożena Diaby."

Ale pierdolenie, myślimy sobie. Homofobia to nie renegocjowanie lub zerwanie kontraktu z powodu jego wątpliwej jakości lub niestosowności. Homofobia to lęki (homo-FOBIA). A lęki były następujące: jak sobie poradzić z tym dziwadłem, żeby nie pokazać, co o nim naprawdę myślimy.... Udajmy, że jest boski (Devine), to nikt się nie domyśli, że czujemy prawdziwą pogardę... Jak poczuje się, że jest święta krową, to ani on, ani nikt się nie domyśli. I tak prawdziwa homofobia pokazała się w całej okazałości.

2008/03/20

Ministra, która nam umknęła

Jeden z nas ma współpracowniczkę Ewę, która bardzo prosi, żeby nie tytułować jej dziennikarką tylko dziennikarzem. Pewnie chciałaby sobie w ten sposób jaj dodać, których brakuje jej dosłownie i w przenośni, ale i tak to nie wychodzi. Ot, taki puch marny. Przypomniało nam to postać pana Elżbieta Radziszewskiego, który jest pełnomocniKIEM ds. równego statusu kobiet i mężczyzn (Elżbiet to ładne imię, w domu wołają na niego Elżuś, ale tego nie lubi, bo brzmi babsko).

Elżbiet był prezentem Donalda z bagien dla płci pięknej z okazji 8 marca. Miał niezbyt dobry początek, ale się nie przejmuje, bo pewnie będzie lepiej. Dał po tym obszerny wywiad w Dzienniku, który zabrzmiał jeszcze bardziej niepokojąco.

1. Nie poszedł na manifę 8 marca, bo akurat jechał na rekolekcje i nie zamierzał zmieniać planów. A poza tym inaczej niż wszyscy uczestnicy ulicznego wydarzenia, nie był na nią zaproszony. A tak przede wszystkim, to nie czuje się mieszkanką Warszawy, żeby uczestniczyć w tego rodzaju przedsięwzięciach. Widać tym stołecznym babom poprzewracało sie w głowie, en province to się we łbie nie mieści takie cyrki spędzać.

2. Pyta dziennikarz (taki z jajami) czy Elżbiet wybiera się na Paradę Równości. Elżbiet bez żenady strzela, że nie, bo na rzecz równości trzeba działać, a nie paradować. I działa - wcześniej wspomina: "Czasem modlę się także w intencji jakiejś kobiety". No i świat się zmienia od tego działania tak, że się połapać nie idzie. Postmoderne nam wymodliła.

3. Misja programowa Elżbieta jest taka: "Popieram równość kobiet i mężczyzn z uwzględnieniem ich odmienności. Musimy pamiętać, że mamy swoje tradycje, a ja nie chcę na siłę ich zmieniać, bo we wszystkim trzeba zachować zdrowy rozsądek". No też w imię tradycji kobiety do garów, mężczyźni do lasów. Uszanujmy te różnice. Nie będzie też zmieniać modelu kobiety w podręcznikach. Mama Ali co ma Asa, dalej będzie zapierdalała ze ścierą, a tata wracał zmęczony po pracy. No może być też wersja nowoczesna, mama będzie bibliotekarką, a tata inżynierem.

4. Będzie strzegła kompromisu aborcyjnego, ktory jest kompromisem nad kompromisy. Kiedy jawnie prawicowy dziennikarz z niej się śmieje i mówi: "Skończmy z hipokryzją, to żaden kompromis. Po prostu jako większość narzuciliśmy swoją wolę. Tak się zresztą zawsze dzieje przy tworzeniu prawa", ona się zapiera, że to kompromis, bo nie jest po myśli Sobeckiej czy Jurka, ani po myśli Środy czy Szczuki.

5. Gorąco ma w pamięci, że Europa nie chciała urzędnika [Rocco Butiglione], który zamiast sprawować swoją funkcję pieprzył o homoseksualizmie jako grzechu. Dla Elżbieta był to przykład "laickiego zamordyzmu", który napawa ją lękiem, że "jak dalej pójdzie, to za publiczne przyznanie się do wiary i do wartości moralnych my, chrześcijanie, będziemy się czuli prześladowani jak na początku wieków". Nasze niedoczekanie, chciałoby się powiedzieć, chociaż widzimy pewną różnicę między zajmowaniem stanowiska urzędniczego i owym pieprzeniem farmazonów. Różaniec na palcu (cóż za gust!) Elżbiet niech se nosi. Ale kiedy ta bogobojna urzędnicza paszcza beczy, że "stanowisko Kościoła jest pięknie opisane w katechizmie i ja zgadzam się z każdym słowem tam zawartym", to byśmy ją jakąś Biblią w twardej oprawie po prostu zatłukli. Ha, taki niezłapany PowerGay (driven by The Holy Bible).

6. Parytet to rzecz kontrowersyjna. Wielu twierdzi, że jest równość płci i nikogo nie trzeba faworyzować mocą ustawy. A przede wszystkim skąd tyle mądrych bab wziąć? [
wieloletnie zaniedbania należy nadrabiać powoli - rzecze Elżbiet]. No właśnie skąd tyle mądrych bab wziąć, żeby mogły coś robić? I nawet do głowy mu nie przyjdzie, że parytet wymyślono po to, żeby administracyjnie zmusić do kształcenia i rozwijania kobiety. Inaczej przegrają z facetami.

7. Bardzo nas rozbawiło wyznanie Elżbieta, że
"prywatnie rzeczywiście lubię Romana Giertycha. Miałam okazję kilkakrotnie z nim rozmawiać i sprawiał bardzo miłe wrażenie". Podejrzewamy, że pan Elżbiet jest jednak heteroseksualną samicą - Elżbietą, która lubi jak ją się ostro za ryja weźmie i pokaże kto, gdzie rządzi.

Podsumowuje dziennikarz: "
Feminizmem się pani nie zajmowała, pornografią - też nie, była pani przeciw ustawie o równym statusie kobiet i mężczyzn, nie chodziła na Manify… Hm, może powinna pani zostać ministrem zdrowia, a na tym stanowisku znalazła się pani przypadkiem?" A Elżbieta dodaje skromnie: " Nie zajmowałam się też wspieraniem ruchów gejowskich."
Czy ona nie jest fantastyczna? Czekamy na pierwsze działania i ich wyniki.

2008/03/19

Cała Polska czyta dzieciom ;-)

Trochę się zapuściliśmy... Ostatnio stajemy na głowie i tańczymy na rzęsach, żeby zdążyć z rożnymi sprawami przed urlopem. Dzięki, że pamiętacie jeszcze o nas.

Tymczasem znaleźliśmy piękną historyjkę. Właściwie bajkę. Opowiada ją chłopak, który usłyszał ją od swojego kolegi podczas wizyty w Amsterdamie. Bajka jest nie do pomyślenia, więc postanowiliśmy ją po prostu przytoczyć. W całości jest tu.

(...) najbardziej niewiarygodną bajkę opowiedział mi pewnego wieczoru sam Berndt. Postaram się opowiedzieć ją tak, jak ją usłyszałem od Berndta.

To wszystko zaczęło się kiedy miałem jakieś pięć lat. Pamiętam tamten dzień doskonale. Wczesna jesień. Byłem na spacerze z mamą i tatą. Wtedy jeszcze mojej młodszej siostry nie było na świecie, ja byłem oczkiem w głowie rodziców. Goniłem wronę, gdy nagle moją uwagę przykuł bardzo przystojny i pięknie ubrany mężczyzna nadchodzący z przeciwka. Stanąłem jak wryty i patrzyłem na to zjawisko męskiej urody. Mężczyzna przystanął (dziś bym powiedział, że to był chłopak w naszym wieku, ale takiemu brzdącowi, jakim byłem, wydawał się bardzo dorosły) i przywitał się z drugim facetem, równie pięknym, który do niego podszedł. Widocznie byli tu umówieni. Uścisnęli sobie ręce i pocałowali się w usta. Objęli się na chwilę i, trzymając się za ręce, wolnym krokiem, uśmiechnięci, szczęśliwi, przeszli obok nas. Odprowadzałem ich wzrokiem aż do wylotu uliczki. Z rączki wypadła mi zabawka, którą niosłem. Tata kucnął koło mnie i podniósł pluszowego pieska.

- Co, syneczku? - zapytał.

- Tato, kto to? - odpowiedziałem mu pytaniem, patrząc wciąż za odchodzącymi facetami.

A tata uśmiechnął się i odrzekł takim dziwnym, uroczystym głosem, jakby uchylał przede mną rąbka ważnej i pięknej tajemnicy, jakby mówił o wyższej i lepszej rzeczywistości, niedostępnej dla zwykłych, szarych ludzi i dla takich berbeci jak ja:

- To geje.

Następnego mojego pytania się domyślasz:

- A kto to są geje?

I jak sądzisz, co odpowiedział mi ojciec? Chwilę się zastanawiał, ale ubiegła go mama, która ze śmiechem włączyła się do naszej rozmowy:

- Geje to tacy ładni, dobrze ubrani panowie, którzy dbają o swój wygląd. Nie tak jak twój tatuś, który najchętniej chodziłby cały rok w tych samych brudnych dżinsach.

Ojciec roześmiał się i odpowiedział mamie:

- Ale ja, kochanie, niestety nie jestem gejem. Musisz mi to wybaczyć. Nigdy nie będę taki ładny jak oni.

Pięciolatek myśli jeszcze mało abstrakcyjnie. Na przykład wierzy, że jak ktoś ma na nazwisko Kozioł albo Wrona, to naprawdę ma w sobie coś z wrony lub kozła. Z tego, co powiedzieli rodzice, zrozumiałem, że gej to mężczyzna urodziwy i dobrze ubrany. I wypaliłem:

- Ja też chcę być gejem!

Rodzice roześmieli się znowu, a ja nie wiedziałem dlaczego. Tata mnie przytulił, zrobił żałośliwą minę i westchnął:

- Eh, synku, to nie takie łatwe. Twój tatuś też kiedyś chciał być gejem, ale się nie udało.

- A co trzeba zrobić, żeby być gejem? - nastawałem.

- Trzeba być nie tylko bardzo przystojnym i ładnie ubranym, ale i mądrym. Dobrym dla innych. Trzeba się dobrze uczyć w szkole, żeby potem dobrze pracować i być cenionym przez ludzi - tłumaczył mi tata zupełnie serio. - Twojemu tacie nauka szła średnio, za ładny też nie jest, więc nie mógł zostać gejem. Tak jak wszyscy zwyczajni mężczyźni musiał ożenić się z mamusią i mieć z nią ciebie!

- I przez to mam teraz z wami same kłopoty! - śmiała się mama.

- A geje nie mają dzieci? - drążyłem temat.

- Oni nie zajmują się takimi przyziemnymi sprawami - powiedział tata. - Oni są artystami i najbardziej lubią przebywać w swoim własnym towarzystwie. Kochają się i żyją razem. Tak jak ci dwaj panowie, których widziałeś. Bardzo trudno się dostać między nich.

- To ja chcę być gejem! - powtórzyłem przekonany, że gej to istota piękna, elitarna, beztroska i uprzywilejowana.

- Słyszałeś, co tata powiedział? - mama nalegała, żebyśmy już szli. - Bądź grzeczny i pilnie się ucz, to może ci się uda zostać prawdziwym gejem.

- Może będziesz miał więcej szczęścia niż tata - ze śmiechem westchnął ojciec.

- No, w końcu wszyscy rodzice chcą, żeby ich dzieci miały lepiej niż oni - skwitowała mama.

Dziś wiem, że w ich głosie, śmiechu, minach było trochę ironii, ale tej sympatycznej. Pewnie sądzili, że taka odpowiedź będzie najlepsza dla pięciolatka. A ja w to uwierzyłem! Do tego stopnia, że kiedy w wieku 13 czy 14 lat przyszła prawdziwa świadomość, czym jest gejostwo, oraz świadomość własnego gejostwa, wcale się nie zdziwiłem. Byłem gotów przysiąc, że to dlatego, że byłem grzeczny dla starszych i pilny w nauce. Dobry dla kolegów i koleżanek. Czy byłem ładny? Na to nie miałem większego wpływu, ale najprzystojniejszy chłopak w szkole zaproponował mi przyjaźń, więc chyba byłem na tyle ładny, by wejść do tej rajskiej krainy zamieszkałej przez idealnych mężczyzn zapatrzonych tylko w siebie nawzajem i niezniżających się do pospolitości życia heteryków. W tych gejów-aniołów wierzyłem może nawet trochę dłużej niż przeciętnie dzieci wierzą w świętego Mikołaja.

A rodzice? Gdy przedstawiłem im mojego pierwszego chłopaka, nie byli ani trochę zakłopotani.

- Gratuluję, synu - ojciec klepnął po ramieniu mnie i Jorga. - Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.

I dodał coś o uczniu, który przerósł mistrza. Ale mama nie byłaby sobą, gdyby nie pomoralizowała:

- Cieszę się, synku. Będziesz miał ciekawe i przyjemne życie, ale to nie znaczy, że łatwe. Nie będziesz się musiał borykać z takimi problemami, jak ludzie mający dzieci, ale za to powinieneś być tym lepszy w swoim zawodzie.

Zapytałem, czy może jednak woleliby, żebym miał dzieci.

- Anna wygląda mi na taką, która będzie ich miała za was oboje - zażartował tata patrząc na moją siostrę.

- My, kobiety, zawsze jesteśmy pokrzywdzone - roześmiała się mama przytulając Annę.

Byłem dumny z rodziców przed Jorgiem. I wdzięczny, że do końca wytrwali w bajce, którą sami mi kiedyś opowiedzieli...

***

Niewiarygodne, prawda? Tymczasem Wiemy, że czasem zapuszczają się tu rodzice gejów i lesbijek szukając informacji, a może pomocy... Najnowsza inicjatywa Lambdy, w której przygotowanie jeden z nas był zaangażowany, będzie dla Was pomocna:

Stowarzyszenie Lambda uruchomiło Otwartą Grupę Wsparcia Dla Rodziców Osób Homoseksualnych. Spotkania Grupy będą odbywać się dwa razy w miesiącu: zawsze w drugi i czwarty czwartek miesiąca od 18:00 do 19:00. Chcemy, aby uczestnicy grupy mogli ze sobą rozmawiać otwarcie i szczerze o swoich problemach i obawach oraz dawać sobie wsparcie. Spotkania poprowadzi pani Elżbieta, mama geja. Współprowadzącą będzie Renata Romanowska, psycholożka i terapeutka. Aktualne informacje zawsze na stronie Lambdy