2009/01/03

Szwedzka poprawność polityczna

Drugi tydzień Gazeta Wyborcza publikuje ciekawe artykuły Macieja Zaręby o szwedzkiej paranoi poprawności politycznej (tu i tu). Tak, PARANOI. Mimo, że jesteśmy zwolennikami poprawności politycznej, nie sposób nazwać przedstawionej tam rzeczywistości inaczej. I takie nas naszły rozmyślania. Z jednej strony, to ciekawe przeczytać, jak dobra idea zostaje wypaczona. Historia w końcu zna takie przypadki - stalinizm też zbudowano na całkiem przyjemniej idei. Z drugiej naszły nas wątpliwości czy opisywany stan rzeczy nie jest jakoś przerysowany i nieprawdziwie przekręcony, tak jak to było z zakazem używania słów mama i tata w Kalifornii? Nie wiemy jak jest - nie znamy rzeczywistości szwedzkiej.

Zdajemy sobie jednak sprawę, że może istnieć grupka znerwicowanych queeromaniaków, którzy przy pomocy jakiegoś bubla prawnego (wspominana w tekście ustawa), może nieźle napsuć krwi. Piszemy znerwicowani queeromaniacy, chociaż zdajemy sobie że dla wielu przypadkowych gości tego bloga sami się do takich zaliczamy. Cóż punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i mimo wszystko wierzymy, że jest wcale niecienka granica między terrorem poprawności politycznej a nie czynieniem drugiemu przemocy tą czy inną normatywnością.

Problem leży jednak jeszcze na innej płaszczyźnie. Te artykuły mają taką wymowę "Strzeżcie się, póki nie jest za późno! Poprawność polityczna wywróci wasz świat do góry nogami." W kraju w którym zdarza się prominentnym osobom mówić, że wybór Obamy jest końcem cywilizacji białego człowieka, homoseksualizm mylić z parafiliami (trudne słowo!), a w kobietach widzieć tylko serca, które bije między ich nogami, daleko nam jeszcze do szwedzkiego poziomu terroru poprawności. Tak daleko, że nie ma co nawet włączać wczesnych systemów ostrzegania. Te artykuły wydają się więc nam jak kulą ww płot - siejąc "Ola Boga, co to będzie". Trochę niczym niegdysiejszy niesławny tekst księdza OKO, który wołał protest samych dziennikarzy GW.