2007/07/31

Histeria powstańcza

Nie wiemy, jak "w terenie", ale w stołecznym centrum dowodzenia rozpędza się maszyna kultu Powstania Warszawskiego. Kiedy my chodziliśmy do szkoły, to o powstaniu mówiło się na dwa sposoby: 1. Że to piękny zryw patriotyczny 2. Że to pusty zryw, bez taktyki i zaplecza. Przynajmniej była dyskusja i różne spojrzenia. Wydaje nam się, że teraz jest jedyna słuszna wykładnia, że powstanie było konieczne i słuszne i generalnie było wyrazem patriotyzmu, jakiego Bolandzie brakuje....

Podoba nam się fragment ze strony powstanie.pl: "Ciągle pozostaje niezwykle trudnym dotarcie do świadomości społecznej, że Powstanie Warszawskie posiadało dwa aspekty. Z jednej strony niebywałego bohaterstwa Powstańców i poświecenia ludności cywilnej - z drugiej strony kompromitującego braku wyobraźni politycznej, nieodpowiedzialności i ignorancji zawodowej pomysłodawców Powstania - bo nie można ich nazywać dowódcami. Prawda jest taka, że żołnierze AK zaufali przywódcom Powstania, że poprowadzą ich do zwycięstwa, czyli pokonania garnizonu niemieckiego w Warszawie - a ci poprowadzili ich do z góry ZAPLANOWANEJ KLĘSKI. Okulicki na naradzie Komendy Głównej AK w lipcu 1944 mówił: "Musimy się zdobyć na czyn, który wstrząśnie sumieniem świata. W Warszawie mury się będą walić i krew poleje się strumieniami, aż opinia światowa zmusi rządy 3 mocarstw do zmiany decyzji z Teheranu" Tak wiec dowódcy AK zdawali sobie sprawę, że Powstanie militarnie nie ma szans na powodzenie, jest w założeniu skazane na klęskę i miało być tylko rozpaczliwym krzykiem protestu przeciw zniewalaniu Polski przez Sowiety." Inne uwagi i ewentualne tytuły publikacji można znaleźć w dalszej części tej strony.

Powstanie odmitologizowuje bez niepotrzebnych emocji, a z dobrą dawką dystansu Ludwik Stomma w swojej książce "Polskie złudzenia narodowe". Jest to na tyle miła książka, że powinien ją przeczytać każdy, kogo razi polskie mitomaństwo i megalomaństwo i każdy, kto w nie nadmiernie popada. Stomma w krótkich tekstach przystępnych nawet dla laików historycznych rozprawia się kolejno z największymi mitami Rzeczpospolitej kolejno Obojga Narodów, Szlacheckiej, Rozebranej, II i III (ale uwzględnia też dobre strony poszczególnych wydarzeń).

Odpowiadając na "Apel do mieszkańców stolicy o uczczenie rocznicy PW", chcielibyśmy zasugerować, żeby nie urządzać cyrku....

2007/07/29

Najmądrzejszy, najukochańszy, najfajniejszy.

Jakiś czas temu poseł Wierzejski, zasugerował, że premierem mógłby zostać Ziobro. Nawet tego nie zauważyliśmy, bo: 1. ignorujemy Wierzejskiego; 2. Kolejny dorosły-wciąż-synek-mamusi na stanowisku premiera to zdecydowanie za dużo. Nie tylko dla nas, ale i dla Bolandy.

Ziobro poczuł się jednak w obowiązku sprawnie zapewnić o swojej lojalności wobec premiera (chyba co by go nie wykastrował) i zdystansować się od planów premierowania. Przybrało to formę krótkiego peanu, który zatytułujemy "Na cześć K": W niełatwej sytuacji politycznej kraju Polska potrzebuje premiera z dużym doświadczeniem politycznym. A najwyższe kwalifikacje i umiejętności do zarządzania krajem ma Jarosław Kaczyński - powiedział Ziobro PAP.

Pomyśleliśmy sobie, że Wierzejski mógł chcieć swoim oświadczeniem sprytnie zmącić harmonię wewnętrzną PiS przez narażenie Ziobry na zarzuty o ukryte kontakty z innymi chłopcami albo wybujałe aspiracje polityczne. Wszyscy w końcu pamiętamy, że Jarosław nie patyczkuje się, gdy zachodzi podejrzenie o niedozwolone kontaktów a nawet myśli. I mógłby się Zioberki pozbyć, jak pozbył się na przykład Marcinkiewicza po spotkaniu z Tuskiem.

Jesteśmy pod wrażeniem "autorytetu" Jarosława. Sobie i wam życzymy podwładnych równie lojalnych i zdyscyplinowanych. No może też trochę dojrzalszych w kwestii rozwoju osobowości.


2007/07/27

Dyplom magistra ułomnego

Na Onecie ciekawy tekścik z Polish Express o tym, że niektóre szkoły wyższe zaczęły kształcić magistrów na odległość, a egzaminować ich na sesjach wyjazdowych. Młody człowiek z dumą podkreśla, że nie pamięta, kiedy był na uczelni... Jak wynika z artykułu, co bardziej biznesowo zorientowane szkółki już otwierają swoje stałe przedstawicielstwa na Wyspach.

Cóż... jest popyt, jest i podaż. Aż szkoda nie skorzystać.

Dodatnia korelacja poziomu wykształcenia i poziomu zarobków jest faktem. Ale czy wyższe wykształcenie równa się dobrej posadzie? We wczesnym polskim kapitalizmie wszyscy uwierzyli, że trzeba mieć wyższe wykształcenie, żeby mieć pracę. Maturzyści ruszyli tłumnie ruszyli na wyższe uczelnie. Niby trzeba temu przyklasnąć! Ze 112 szkół wyższych w 1990 zrobiło się ich w 2004 roku przeszło 400, a wskaźnik studentów na 1000 mieszkańców przekroczył 50% (12% w 1990). Gdzieś po drodze zgubiła się jednak jakość kształcenia. Wraz z popytem, mnożyły się więc Wyższe Szkoły Bzdecia i Badziewia w dużych miastach i małych wioskach - 60% naszych studentów studiuje odpłatnie (wszystkie dane GUS). Każdy Polak z wiarą w magiczną moc dyplomu, chętnie zaczął korzystać z takiej oferty edukacyjnej. Skutkiem tego na przykład znane i znani nam osobiście posiadają: sprzedawczyni w butiku ma wyższe wykształcenie z zarządzania i marketingu (nie aspiruje wyżej), sprzątaczka w biurze ma magistra inżyniera ochrony środowiska (nigdy ją to nie kręciło), bibliotekarka magistra pedagogiki, a mechanik samochodowy to magister finansów (po liceum zawodowym). Wszyscy mimo długoletnich inwestycji zarabiają tyle, ile zarabialiby bez dyplomu magistra. Studiowali najczęściej niezależnie od wizji siebie w przyszłości (zazwyczaj jej braku), swoich predyspozycji akademickich czy zdolności intelektualnych.

Tylko w niewielkim stopniu takie przypadki pracy poniżej "kwalifikacji" (nominalnie posiadanych, a nie realnie) można wytłumaczyć wielkim bezrobociem. Zazwyczaj jest to wynik tradycyjnego braku pomyślunku, chęci pójścia po najmniejszej linii oporu i naiwnością. Bo jak inaczej wyjaśnić przywołanego bohatera tekstu? Jeśli myśli, że w Anglii jego dyplom będzie coś wart, to jest niewyobrażalnym pacanem.... A jeśli ma zamiar się nim chwalić tu, to może to będzie skuteczne, jeśli trafi na równego sobie pacana (bardziej prawdopodobne niż wariant pierwszy). Bo co jest warty taki dyplom? Na szczęście nic...

Drugi czynnik magisterskiej "nienormalności": Trzeba być niezłym skurwielem, żeby nosić miano intelektualnej elity, pracownika akademickiego i odprawiać taką chałturę, jaką odprawia się w 80% owych Wyższych Szkołach Bzdecia i Badziewia. Dobrze, że idzie niż demograficzny, to się trochę zweryfikuje rynek...

Może pracodawcy też zmądrzeją trochę wraz z rozwojem i stabilizacją rynku. Nie na każde stanowisko umysłowe trzeba zatrudniać ludzi z wykształceniem wyższym i napędzać tę parodię kształcenia. Często wystarczy szkoła średnia lub studium.... Przykłady pierwsze z brzegu: pani od naliczania płac absolutnie nie musi mieć magistra rachunkowości. Przedstawiciel handlowy "od cukierków" tudzież sprzedawca kart kredytowych lub jeansów może sobie świetnie radzić, jeśli ma "tylko" maturę, a nie zarządzanie i marketing. Asystentce w zupełności wystarczy studium pomaturalne. Tylko nieliczni z ogółu dopną się szczytów hierarchii, a tempo pięcia będzie tym wolniejsze im bardziej dojrzały jest rynek. I odwrotnie niż w praktyce codziennej, przydałoby się spojrzeć czy akurat ci, którzy faktycznie pną się, mają coś warte wykształcenie.

2007/07/25

Jak mąż i mąż

Słyszeliśmy o sprawie dwóch gejów z Chorzowa, których związek urzędnicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej postanowili "zalegalizować" i odmówić jednemu z nich ubezpieczenia zdrowotnego bo są... rodziną. Jakby to powiedzieć, no są. Tak, jak są rodziną wszyscy, obojętnie jakiej orientacji, którzy "pozostają z kimś w faktycznym pożyciu", czyli żyją na kocią łapę, kartę rowerową czy jak kto chce to nazwać. Problem tylko, że takie związki nie dają żadnych korzyści prawnych. Ale okazuje się, że niby prawnie nie istnieją, ale rodzą prawne zobowiązania i na łatwą pomoc społeczną nie można liczyć....

Wkurwiło nas to, chociaż nie zdziwiło, gdyż w taki konstrukt istnieje również w prawie podatkowym: art. 111 ordynacji podatkowej, który mówi, że za zobowiązania podatkowe odpowiada także całym swoim majątkiem m.in. "osoba pozostająca w faktycznym pożyciu" osiągająca korzyści z działalności gospodarczej podatnika. Widać w ust. o pomocy społecznej jest tak samo. Geje, nie geje; hetero, nie hetero, solidarnie zobowiązania na rzecz państwa ponosić trzeba. Wkurwiło, bo może czas pomyśleć o uświetczeniu katolickiej świętości małżeństwa i ułatwieniu tym samym setkom tysięcy ludzi życia i daniu im możliwości zarejestrowania związku, aby jakoś funkcjonowali w systemie prawnym i było to funkcjonowanie spójne we wszystkich aspektach, a nie tylko w zobowiązaniach (GUS podaje, że w 2002 w Polsce było 198 025 par żyjących w konkubinacie heteroseksualnym, czyli prawie 400 tys obywateli!).

Może "genetyczna nieumiejętność" myślenia strategicznego Polaków sprawia, że nieistnienie prawne nie jest dla nich problemem. Póki dają radę kombinować tu i teraz i wszystko jest mniej więcej OK, to nie trzeba wybiegać myślą w dal ani artykułować oczekiwań sprzyjających rozwiązań prawnych. Niemniej jednak, jak to jest żyć razem i nie czerpać z tego profitów heteroseksualiści mogli się przekonać, kiedy planowano ich pozbawić emerytur małżeńskich [nie wiemy wprawdzie czy do przeciętnego dziecioroba to dotarło, bo co trzeba więcej niż becikowe]. My jednak mamy trochę inne zdanie na temat kwestii prawnych i - oprócz równości - chcemy przede wszystkim przejrzystości i bezpieczeństwa. Dobrze oddał to kiedyś Szymon Niemiec, a powinni się pod tym podpisać również heteroseksualiści, którzy z różnych powodów nie chcą małżeństwa:

Jestem dwudziestodziewięcioletnim mężczyzną, mieszkającym w Polsce. Prowadzę własną działalność gospodarczą. Płacę podatki, kupuję polskie produkty, czytam polskie książki. Ogólnie rzecz biorąc wspieram naszą rodzimą gospodarkę jak się da.

Mam również partnera, z którym żyję i mieszkam od dłuższego czasu. Tworzymy wspólne gospodarstwo domowe, obaj zarabiamy, chodzimy na zakupy, do kina, teatru, także do klubów. Poza tym, że obaj jesteśmy tej samej płci, pozornie niczym nie różnimy się od przeciętnej pary heteroseksualnej, która z takich czy innych powodów nie ma dzieci. Napisałem pozornie, gdyż brak różnic kończy się natychmiast, kiedy zrobimy szybki bilans zysków i strat.

Co nas zatem różni od dajmy na to moich bezdzietnych sąsiadów, którzy wzięli ślub mniej więcej w tym samym okresie, kiedy my postanowiliśmy razem zamieszkać?

Poczta
Zacznijmy od wydawałoby się banalnej rzeczy jaką jest odbiór korespondencji. Kiedy żona mojego sąsiada otworzy drzwi listonoszowi, który ma list polecony albo przekaz dla jej męża, wystarczy że pokaże mu dowód osobisty, w którym jest zapisana jako małżonka i bez problemu odbierze korespondencję. Ja musiałem udać się ze swoim partnerem na pocztę, wytrzymać dziwne spojrzenia pań w okienkach, wypełnić masę druczków i teraz za każdym razem, kiedy któryś z nas odbiera pocztę za drugiego, jest zmuszony pokazywać specjalne, podstemplowane przez pocztę upoważnienie. Trochę to niewygodne, bo takie upoważnienia musimy mieć dwa i starać się ich nie zgubić. Gdybyśmy byli w rejestrowanym związku partnerskim, tą sprawę regulowało by znowelizowane prawo pocztowe.

Szpital
Pół roku temu w naszym bloku zaczął się ulatniać gaz. Nieszczęśliwie lekkiemu zatruciu uległa moja zamężna sąsiadka i mój partner. Oboje zabrało pogotowie na obserwację. Razem z sąsiadem oczywiście natychmiast pojechaliśmy do szpitala, aby być na miejscu przy naszych bliskich. Jego wpuszczono na OIOM bez zbędnych pytań. Ja zostałem w poczekalni. Ponieważ mój partner był nieprzytomny i nie mógł wyrazić swojej woli, zostałem potraktowany jako osoba obca, a taka nie ma prawa do informacji o stanie zdrowia pacjenta. Wyobraźcie sobie, co czuje człowiek, który musi spędzić 6 godzin w poczekalni szpitala, nie wiedząc nawet czy jego najbliższa osoba żyje. Gdyby była konieczność przeprowadzenia operacji, również nie byłbym o tym poinformowany, nie miałbym wpływu na przebieg leczenia, ani na dalszą rehabilitację.

Gdybyśmy byli w rejestrowanym związku partnerskim, tą sprawę regulowałaby znowelizowana Karta Praw Pacjenta.

Podatki
Jak wspomniałem już wcześniej obaj z moim partnerem pracujemy. Obaj prowadzimy działalność gospodarczą. W podobnej sytuacji są moi sąsiedzi. Kiedy przyszedł koniec roku, zabraliśmy się do rozliczeń. Moi sąsiedzi ucieszyli się na wieść, że przysługuje im spory zwrot, jako że rozliczając się wspólnie mieli szanse razem podliczyć koszty i zyski. My nie mieliśmy tego szczęścia. Gdybyśmy byli w rejestrowanym związku partnerskim, przysługiwałoby nam prawo do wspólnego rozliczania się, a tym samym nasze wspólnie prowadzone gospodarstwo domowe miałoby szansę być w nieco lepszej kondycji finansowej.

Policja, sąd i prokuratura
Gdyby jakimś nieszczęśliwym wypadkiem, mój sąsiad popadł w konflikt z prawem, jego żona mogłaby z całym spokojem odmówić składania zeznań na jego niekorzyść. Gdyby taka historia przydarzyłaby się mojemu partnerowi, ja za odmowę składania zeznań odpowiadałbym karnie.


Gdybyśmy byli w rejestrowanym związku partnerskim, tą sprawę załatwiłoby znowelizowane prawo karne.

Sprawy ostateczne
Moi sąsiedzi wykupili swoje mieszkanie na własność. Nie boją się, bo oboje wiedzą, że po śmierci jednego z nich, drugie dziedziczy mieszkanie, jako osoba najbliższa. Ponieważ sąsiad ma brata, zapisał żonie jeszcze kawałek ziemi pod Warszawą, w obawie aby brat nie zajął całości. Po jego ewentualnej śmierci, żona zapłaci 10 proc. podatek od spadku i będzie właścicielką ziemi.


Ja zapisałem swój majątek swojemu partnerowi. On zresztą zrobił to samo w stosunku do mnie. Tyle, że obaj wiemy, że to niewiele pomoże, kiedy rodzina któregokolwiek z nas zechce obalić testament. A nawet jeżeli tego nie zrobi, to i tak ten z nas, który przeżyje drugiego, będzie musiał zapłacić 40 proc podatek od spadku [obecnie od 12-20% w zależności od wartości spadku - przyp KiK].

Gdybyśmy byli w rejestrowanym związku partnerskim, tą sprawę załatwiłoby znowelizowane prawo cywilne.

Dzieci
To jedyny punkt, w którym różnimy się od naszych sąsiadów. Oni mogą w każdej chwili zgłosić się do ośrodka adopcyjnego i postarać się o dziecko. My tego nie zrobimy. Dlaczego?

Bo podobnie jak 98 proc. par homoseksualnych w Polsce nie czujemy potrzeby posiadania dziecka. Realizujemy się doskonale jako para i chcemy spędzić ze sobą całe życie. We dwójkę.

Jednak jesteśmy w stanie zrozumieć tragedię naszych znajomych lesbijek, z których jedna jest matką biologiczną wspaniałego 5 letniego Jasia. Ich tragedia polega głównie na tym, że biologiczna mama jest wedle prawa traktowana jako matka samotnie wychowująca dziecko, a jej partnerka nie ma żadnych praw do opieki nad Jasiem. Tym samym, gdyby cokolwiek stało się biologicznej matce, Jaś będzie skazany na dom dziecka, mimo że od urodzenia żyje z dwiema kochającymi go kobietami. To oczywiście ewenement, nawet w naszym dwumilionowym środowisku homoseksualnym w Polsce. Ale takie pary są i ich problemy też należałoby jakoś rozwiązać. Jak? Tego doprawdy nie wiem.

Czego nie chcę?
Nie potrzebuję małżeństw homoseksualnych. Nie potrzebuję prawa do adopcji dziecka. Nie potrzebuję wystawnej ceremonii w Urzędzie Stanu Cywilnego. Nie potrzebuję żadnych specjalnych przywilejów czy praw.

Jeżeli będę chciał wziąć ślub, poproszę swojego znajomego pastora i on mi takiego ślubu udzieli. Jeżeli będę chciał mieć wystawną ceremonię, to ją sam zorganizuję.

Chcę tylko poczuć, że jestem pełnoprawnym obywatelem kraju, który utrzymuję ze swoich podatków, takim samym jak moi sąsiedzi, korzystającym z tych samych praw. Chcę przestać być obywatelem drugiej kategorii, z którego nacjonalistyczni politycy robią wroga publicznego.

I chcę, aby prawo do godności życia zapisane w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, dotyczyło mnie w takiej samej mierze i takim samym zakresie, jak każdego innego obywatela mojego kraju.


2007/07/24

O północy wszystkie duszki poszły spać,
param pam pam

W ojczyźnie trwa żałoba, o czym dowiedzieliśmy się z kilkugodzinnym opóźnieniem. Nieużywanie telewizora miło chroni przed zachowaniami stadnymi. Za to już w poniedziałek przy śniadaniu dosięgnął nas z radia zawodzący lament Kolendy-Zaleskiej, o wielkiej tragedii i niewyobrażalnym cierpieniu. A chwilę potem czarne winiety gazet i portali...

Obok samego przykrego zdarzenia, jeszcze bardziej przykry jest teatrzyk wokół tej przykrości. Rozumujemy, że gawiedź wychowana na papce z seriali i "ambitnych liniach melodycznych, określonych rock'n'rollowym brzmieniem" naszej nowej ulubienicy, potrzebuje czasem spektaklu o tragedii i zadumie. Może wtedy przeżyć katkarsis, potwierdzić przekonania o niezbadanych wyrokach boskich albo przynajmniej poczuć iluzoryczną więź ze społeczeństwem, która przynajmniej w czasie trwania show daje poczucie wspólnoty, kiedy na co dzień jakiejkolwiek innej wspólnoty brak. A przy tym można też trochę zażyć historii niczym "Opowieści z krypty" i przeczytać jak to jest leżeć pod trupami albo w kapciach na wersalce wziąć udział w komputerowej symulacji wypadku. [ośrodek awersyjny jest położony jest w mózgu obok ośrodka przyjemności i jego pobudzenie sprawia, że na zasadzie rozprzestrzeniania trochę straszne jest też trochę fajne]. Wytrwali doczekają też ukarania winnych, o co zadba Ministerek Ziobro.

Najbardziej w tej szopce rozśmieszyły nas informacje, że zastanawiano się czy nie przełożyć koncertu Stonesów o... trzy godziny. Tak, żeby zaczął sie o godzinie 00:01, czyli już po żałobie narodowej. Bo to nie przystoi, żeby psuć przedstawienie. Ale za trzy godziny kurtyna opadnie, wyjdziemy z teatru i przestaniemy żałować. O północy wszystkie duszki pójdą spać, muzyka znów będzie mogła grać! Wrócimy do codzienności i poczekamy na kolejną tragedię. Idealnie, żeby była na tyle szokująca, żeby wspólnie palić świeczki w oknach. Szczęśliwie Stonesi na takie rozwiązanie sie nie zgodzili. Pewnie wiedzieli, że przez trzy godziny niczyje cierpienie nie osłabnie i takie gesty nic nie znaczą....

2007/07/23

Wielkie Budowy Pisualizmu

W ramach kontynuowania wyszukiwania analogii pisualizm (solidaryzm) - socjalizm, prezentujemy kolejne podobieństwo:

"Każdy obywatel polski w wieku od 18 do 60 lat w przypadku kobiet i 65. roku życia w przypadku mężczyzn, zobowiązany jest do przepracowania w ramach przygotowań do organizacji EURO 2012 dwóch dni w każdym roku kalendarzowym począwszy od roku 2008 - czytamy w ustawie.
Młodociani zobowiązani są do przepracowania w ramach przygotowań do organizacji EURO 2012 jednego dnia w każdym roku kalendarzowym począwszy od roku 2008. Osoby fizyczne przebywające czasowo na terytorium Polski zobowiązane będą do pracy społecznej proporcjonalnie do czasu przebywania na terytorium Polski" - mówi projektu ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy przygotowany przez PiS


My możemy umalować trawnik. Ale chętniej zajmiemy się organizacją pobytu tysięcy prostytutek, które nieuchronnie najadą na Warszawę, aby zapewnić kibicom bezproblemowe rozładowanie emocji. Czekamy na rozporządzenie Episkopatu w tej sprawie.

Nie możemy doczekać się metra na Pragię, które wybudujemy w czynie społecznym, a które połączy dzisiejszy stadion X-lecia ( w 2012 to będzie Nowy Stadion VII- lecia pamiętnych wyborów) z Centrum:



2007/07/22

22 lipca

Z okazji Wielkiego Święta pragniemy podziękować Partii za to, że jest i czuwa, że krok po kroku przybliża nas do jedynego słusznego ustroju - pisualizmu.

W szczególności jesteśmy wdzięczni za:
- rozprawienie się ze zgnilizną moralną w edukacji,
- powołanie CBA i sukcesywne rozprawianie się z reakcyjnym knajactwem. Kto nie z nami, ten przeciw nam!
- ukrócenie mianowania na państwowe stanowiska osób o niezidentyfikowanej proweniencji dzięki Partyjnemu Zasobowi Kadrowemu. Koniec z fikcją Służby Cywilnej!
- możliwość rozprawienia się reakcyjnymi łże-elitami i układem oraz zapewnienie prawa i sprawiedliwości w nowych, sprawniejszych sądach pod zwierzchnictwem Partii,
- danie prztyczka w nos imperialnemu liberalizmowi dzięki skutecznej polityce zagranicznej,
- rozpędzenie wzrostu gospodarczego wzrostem wydatków na administracyję publiczną w tanim państwie,
- obronę polskiego kapitału dzięki ustawie o obiektach handlowych napisanej dla właściciela sieci Lewiatan (Samoobrona),
- ład i porządek na ulicach dzięki możliwości użycia wojska na ulicach dla ratowania "więzów społecznych"
- plany ograniczenia zaplutych karłów reakcji z Trybunału Konstytucyjnego.

Dziękujemy! Pisuariusze wszystkich krajów łączcie się!

Z okazji obchodów gościnnie wystąpi trupa aktorska z Niemiec z przedstawieniem "Ostatnie dni wodza":


2007/07/21

Diamentowa suka

W ramach poszukiwania prawdy lub sprawiedliwości, natknęliśmy sie na wywiad z... Dodą. Nie mogliśmy się oprzeć przytoczeniu kilku nietuzinkowych fragmentów:

Na scenie trzeba się kreować czy można pozostać sobą?

Można, jeżeli bycie sobą jest równoznaczne z byciem showmanem. Ja jestem showmanką w domu, jak śpię, jak sikam, cały czas jest we mnie duża dawka emocji, nie potrafię być normalna i dlatego mi to sprawia przyjemność, jest to dla mnie naturalne. Ale jest też taka osoba jak Anna Maria Jopek, która wychodzi, siedzi cały koncert na krzesełku i coś tam dudni w mikrofon. Każdy lubi coś innego i preferuje inny typ.

Jaka jest twoja nowa płyta? Dlaczego warto jej słuchać?

- Przede wszystkim dlatego, że jest na światowym poziomie. Wykorzystaliśmy dużo rzeczy, które do tej pory w Polsce nie były używane. Będzie to można usłyszeć "na pierwszy rzut ucha". Jest na niej dużo przebojów, bo ja lubię łatwe, ale ambitne linie melodyczne, określone rock'n'rollowym brzmieniem. Dlatego ludzie lubią te piosenki, które śpiewam. Posłuchają raz i zaraz je się nuci i jest fajnie.

Jest lato, wakacje. Wierzysz w wakacyjną miłość?

- Oj tak! Co wakacje zawsze mam wakacyjną miłość. Jak byłam młodsza, były listy, telefony, szmery bajery. Teraz z racji wieku i zawodu, który wykonuję, to już nie było takie proste. Byłam zamężna, więc jak wyjeżdżałam na wakacje, to tylko z mężem, o wakacyjnej miłości nie było mowy, gdyż on mnie nie odstępował na krok. Ale uwielbiam wakacyjne miłości i jak byłam nastolatką i chodziłam do liceum, to był najfajniejszy moment w życiu. Przez następne miesiące w szkole tylko o tym się myślało.


Czy ona nie jest fantastyczna? ;-) Premiera krążka Diamond Bitch już wkrótce ;-)


Współczujemy Dodzie z powodu rozwodu, o którym dowiedzieliśmy się z telewizji. Polecamy fragment jej tomiku poezji żałobnej....


Fani mogą usłyszeć wcześniejszą poezję tu:



Ps. Ostatniego Sylwestra spędziliśmy na wyjeździe właśnie w towarzystwie zacnej gwiazdy:
Prawda, że ładna? Prawie jak oryginał, bo drag queen, ale "prawie" tym razem nie robi żadnej różnicy.

2007/07/20

Życie Seksualne Dzikich

Wczoraj zastanawialiśmy się, czy w ramach rozmów lisów i kaczek dowiemy się czegoś o rytuałach godowych tychże. Nie trzeba było długo czekać.....

"Premier niech się na temat seksu nie odzywa najlepiej, bo on tego uczucia bycia z kobietą w stałych uczuciach nie przeżył, więc niech on lepiej nie rozmawia o tym. To jest jego osobista sprawa i do osobistych spraw ludzi, którzy żyją w związku przez kilkadziesiąt lat, niech on się też nie wtrąca. Bo jakie ja rzeczy słyszałem na temat premiera, to też mogę je powiedzieć. A jeżeli zaczniemy odkrywać prawdę na temat rozmów prywatnych, to też będziemy mieli z premierem Giertychem dużo do powiedzenia, chociażby na temat działań które były czy są przygotowywane wobec niektórych ludzi w Polsce " - wyznał Andrew Lepper.

Chcieliśmy dodać, że wśród weteranów środowiska gejowskiego tajemnicą Poliszynela jest coś, czego nie możemy napisać, bo nie mamy dowodów. Wszyscy już mieliśmy nadzieję, że sprawa wyjdzie przy okazji lustracji Jarosława, ale na pytanie dziennikarki o informacje o orientacji, zainteresowany stwierdził: "W tej teczce na ten temat nie ma ani jednego słowa".

No więc jak to jest tymi rytuałami?

Update: Zapomnieliśmy polecić książki pt.: "Życie Seksualne Dzikich" Malinowskiego - klasyki antropologii. To tak, żeby ewentualnym tradycjonalistom, którzy tu się zaplączą dać znać, iż nic bardziej relatywnego niż tradycja. Uprzedzamy jednak, że mimo tytułu, to żadne hard porno. Gdyby zaś ktoś szukał tego, co nasza tradycja {kultura} uważa za perwersyjne i zboczone, a gdzie indziej tak nie jest, to niech przy pomocy googla poczyta o rytuałach ludu Kimam.

2007/07/19

Buraków rozmowy o polityce

Wczoraj czy przedwczoraj Lepper wyznał w TVN, że: "LiSy polują na ptaki. A najbardziej lubią dzikie kaczki".

Premier między straszeniem wyborami odpowiada: Drapieżne kaczory potrafią porwać lisa, unieść w powietrze i później los lisa jest ciężki.

Czy doczekamy się szczegółów o rytuałach godowych lisów i kaczek??? :-/

W innym miejscu, ale zbliżonym czasie lider warszawskiego klubu PiS Marek Makuch tłumaczy, że wiara Boga jest dla radnych "natchnieniem do pełnienia służby publicznej". "Z wiary wielu czerpie inspirację. Opatrzność jest siłą, która czuwa nad naszymi poczynaniami".

Co tu dużo mówić: albo go pogrzało albo jakieś niesłychanie orgazmiczne doznania musi dawać ta wiara, że inspiruje podczas "pełnienia służby publicznej" do przytoczonych dialogów.... Może jako środek silnie odurzający powinna być zakazana w służbie publicznej, a dozwolona w domu...

Gwoli doprecyzowania: rzecz o wierze dotyczy zamieszania, jakie powstało w wyniku projektu statutu m. st. Warszawy zawierającego odwołanie do Boga. Hanna Gronkiewicz Waltz twierdzi: "W mieście, którym [ja] rządzę, zapis o Bogu będzie"... We wczorajszym poście pisaliśmy: "Z jednej strony zapewnia się o możliwym pluralizmie, z drugiej szybko dostarcza dowodów na jego pozorność: alternatywy są możliwe tak długo jak realnie nie istnieją w sferze publicznej". Bardzo się pomyliliśmy. Alternatywy nie są możliwe... W mieście w którym rządzi Hanka, alternatyw nie ma. Jest jedna jedynie słuszna opcja. Nikt inny w tym mieście nie mieszka... A żeby ją krzyż celnie w czachę trafił!

2007/07/18

Chorobliwa ochrona uczuć

Halina Bortnowska pisze na swoim blogu o ochronie uczuć. Nie tylko religijnych. Dwa ważne fragmenty:

[...]
Jeśli przeżywających coś jest bardzo wielu, tym bardziej powinni uważać, bo uczucia jednych mogą obrażać uczucia innych. Dziwna sprawa, ale tak właśnie jest. Może czasem spróbować porozumieć się w sprawie uczuć? Znaleźć punkt widzenia, z którego dałoby się tamte, cudze uczucia uznać za godne szacunku, bo czyjeś? Przyznać im domniemanie szczerości?
[...]

Dlaczego sie jednak tak nie dzieje? Dlaczego zwłaszcza w kontekście uczuć religijnych wszelkie próby wprowadzenia do dyskursu punktów alternatywnych są traktowane jako "atak na podstawowe wartości"? Dlaczego w Bolandzie nie mówi się, że religia katolicka jest najliczebniejsza tylko najważniejsza? Liczebność nie jest tożsama z ważnością w sensie równouprawnienia. Z jednej strony zapewnia się o możliwym pluralizmie, z drugiej szybko dostarcza dowodów na jego pozorność: alternatywy są możliwe tak długo jak realnie nie istnieją w sferze publicznej. A kiedy próbują zaistnieć są "atakiem na podstawowe wartości". Przychodzi nam na myśl tylko wyjaśnienie psychologiczne: takie wychowanie, absolutyzowanie dominującej tradycji, skuteczne mechanizmy konformizujące sprawiają, że oni faktycznie nie mają wyobrażenia o innym świecie, innych opcjach. Obce budzi lęk i poczucie zagrożenia. Jest więc dosłownie atakiem i rzeczywistym zamachem na ich funkcjonowanie poprzez samo swoje istnienie. Krytyka ich systemu zaś jest zakwestionowaniem podstaw ich życia. Trzeba więc chronić swoje ego przed takimi zagrożeniami i je zwalczać. Ale z kolei poczucie zwalczania bliźnich też niesie negatywne emocje, wiec czasem trzeba chociaż zapewnić, że nic takiego się nie dzieje, że różnorodność może być...

I końcówka wpisu Bortnowskiej, które naszym zdaniem jest błędnym myśleniem.

[...]
Kiedyś nie wypadało kpić z czyjegoś nazwiska, pochodzenia, kalectwa, objawów choroby psychicznej, generalnie biorąc – kpić z nieszczęść. A także z cudzych świętości: młynków modlitewnych, gestów , obyczajów dyktowanych sakralną tradycją. To był rodzaj poprawności w kontaktach.
Coś było przez ten obyczaj chronione. Może człowiek?


No właśnie: kto był przez to chroniony? Na pewno nie ci domyślnie chronieni. Chronieni byli chroniący. Bo kiedyś nie wypadało w ogóle mówić o tym i o tamtym (a co dopiero drwić)... Bądź to z powodu "plemiennego " tabu bądź z powodu "plemiennej" świętości. Poruszanie niektórych tematów generalnie wiąże się z poczuciem naruszenia konwenansu bądź z wielkim zażenowaniem. Wywołuje poczucie winy lub ogromny wstyd. Ci, którzy nie rozmawiają racjonalizują to sobie "własną dobrocią i dobrym wychowaniem" albo litością dla nieszczęścia. Tymczasem eleganckim unikiem chronią siebie przed doświadczaniem wstydu lub poczucia winy. Zaś ci, o których się nie rozmawia, skazani są na niebyt, nieistnienie. Nie widać, nie słychać, co tylko poprawia dobre samopoczucie "chroniących" (zapobiega wstydowi i winie). Przykład? Weźmy niepełnosprawnych, kalekich dla ilustracji mechanizmu. Wypada się ulitować nad czyimś nieszczęściem, powspółczuć, może [zwłaszcza] nawet nie zauważyć, żeby czasem nie popełnić faux pas. Litujemy się więc, miłujemy i współczujemy! Ale pomyśleć o niepełnosprawnych "normalnie", jako o uczestnikach życia obecnych w przestrzeni publicznej, dać im dostęp? Rzecz niewyobrażalna! Oni tacy biedni, miłujemy, ale oni to niech w domu po kryjomu - podjazdów już nie budujemy, wyznaczone miejsca parkingowe chętnie zajmujemy. Tymczasem, jak mówią zazwyczaj sami zainteresowani, wcale nie oczekują miłowania i protekcjonalnego współczucia. Oni chcą zaistnieć równoprawnie. Z całym dobrodziejstwem inwentarza. Tak jak śmiejemy się z pełnosprawnych, tak i możemy z nich. Bo można się śmiać ze wszystkich, kiedy się ich traktuje po partnersku, a nie obdarowuje protekcjonalną litością i współczuciem [pseudoszacunkiem], zapewniając, że to dla ich dobra [a nie własnego]. Oburzeni na każdy przejaw drwiny, zapewniają, że są całym sercem z poszkodowanymi przez drwinę. Póki nie muszą zapisać własnego dziecka do jednej klasy z kimś niepełnosprawnym....

Pisaliśmy już kiedyś o "Małej Brytanii", serialu, który między innymi zaburza ten schemat "współczucia i miłowania na odległość" Bo kiedy wszyscy funkcjonują pełnią praw, nie ma powodu, żeby mieć go za święta krowę.

2007/07/17

CiS

Lato znów zaskoczyło lodziarzy, a na scenie politycznej szybko pojawia się nowy (po)twór. Chociaż "nowy" to za dużo powiedziane, bo jest co najwyżej "odmalowany". Gdyby kto jeszcze nie słyszał, to Liga [Polskich Rodzin] łączy się z Samoobroną. Będą się nazywali LiS. Szkoda, że nie CiS - Cymbały i Spółka. Nieprawdaż?


Tymczasem PiS straszy nowymi wyborami. Straszy chyba tylko swoje przystawki, bo sam pomysł wyborów wydaje się nie najgorszy... Zanim na nowo zaczną się rozprawy o możliwych i niemożliwych koalicjach, wygranych i przegranych ostatnich dwóch lat i następnych czterech, dołączamy do sondomanii i ogłaszamy... sondę. Głosujcie (ale tylko raz). Liczymy na wysoką frekwencję!

2007/07/16

Całkiem, całkiem...

W Wyborczej w ramach nowego cyklu "Witajcie w Polsce", znaleźliśmy dekalog polskiej młodzieży. Nawet nam się podoba ten spis, oprócz VI. Komentarze samych ankietowanych do poszczególnych przykazań można znaleźć tu. My dajemy swoje.


1. Nie zabijaj innych
Oczywiste. W imię żadnej ideologii, racji i idei.

2. Nie zabijaj siebie
Młodzi mówią wyłącznie o narkotykach, że nie warto. Dla nas z kolei to: 1. "bądź sobą" - będąc kimś innym umrzesz wewnętrznie; 2. wiedz, kiedy spasować - nie warto się zarżnąć w dążeniu do nierealistycznych lub zbyt kosztownych marzeń i pragnień

3. Czcij ojca swego i matkę swoją - jeśli na to zasłużyli
Druga cześć to sedno. Wreszczcie zaczęło docierać, że rodzina to nie świętość z definicji...

4. Rodzice, rozmawiajcie ze swoimi dziećmi
Pieniędzmi nie kupicie uczuć, nie zrekompensujecie nieobecności, nie naprawicie błędów....

5. Kłam, to pozwala łatwiej żyć.
Nie żyjemy w raju... Chociaż lepiej nam pasuje "blef" niż "kłamstwo". Ale już na pewno nie oszustwo...

6. Kradnij, gdy musisz; gdy masz okazję
A to chyba wyraz totalnego nihilizmu młodych... Jak wynika z komentarzy, to ich obrona wobec rozbuchanego konsumpcjonizmu... Raczej proponowalibyśmy: "Ćwicz asertywność, rozwijaj siebie"

7. Kochaj się, ale szanuj swoje ciało! Trzeba wiedzieć gdzie, kiedy i z kim
Uff, znaczy koniec z funkcją seksu stricte prokreacyjną i czynności złej, wstydliwej, o której się nie mówi, a czasem się ją robi (z wyrzutem sumienia).

8. Bez chodzenia do kościoła też możesz być dobrym człowiekiem i katolikiem.
Może nawet lepszym... Może w następnej wersji Dekalogu zostanie dostrzeżone, że do bycia dobrym nie potrzeba jest wiara w Boga. I że etyka chrześcijańska nie znaczy jedyna, nie znaczy najmądrzejsza, chociaż ma dużo elementów uniwersalnych.

9. Nie zazdrość szpanerom - nie warto

Oczywiste...

10. Szanuj siebie i innych
Może to początek lubienia różnorodności. Brania innych takimi jacy są? Koniec szarej masy obyczajowej, intelektualnej i wizualnej?

2007/07/14

Słowo na niedzielę

Według polskiej tradycji przeproszenie kobiety nie przynosi ujmy- podkreślił premier w radiowych "Sygnałach dnia".

No tak, tradycja nie byle jaka - oznacza nie mniej, nie więcej: po foce można jeździć, bo potem można ją bez ujmy na sarmackim honorze przeprosić. Można też dać kwiatka na 8 marca, niech czasem wieprzowinka* poczuje się jak boginka. Szlachetnie mogą też nie wstawać, niech... mają siłę obierać ziemniory. Taka to tradycja. Tradycja frazesów, pustych form i fasadowych zwyczajów!

Bo jak przystało na długą i bogatą tradycję, ma ona wiele ciekawych elementów do podziwiania.... Przypomniał nam się jeszcze przypadek zdaje się całkiem reprezentatywny w naszej tradycji:
"Sumienie to sobie zostaw w konfesjonale, w kościele" - tak swego czasu powiedział minister skarbu Wojciech Jasiński Markowi Jurkowi.

A co ze sławetną polską tradycją tolerancji sprzed wieków? "Chcemy szkoły bez kłamstw - teorii ewolucji, bezdusznych zygot... Poradzimy sobie też bez tolerancji - stwierdził Orzechowski, wiceminister edukacji z LPR.

Amen.


* Określenie do obiegu kilka lat temu wprowadził Gulczas.

2007/07/13

Żydzi won, Polaki rulez: o elementach w narodzie obcych

Mam czasem zboczone zachowania i zaszywam się na blogi osób mających o 180 stopni inne spojrzenie na świat. To tak w ramach poszukiwania stymulacji i dowiedzenia się co i jak myślą przeciwnicy... Tym razem trafiło na PerłyPrzedWieprze, gdzie wypatrzyłem antysemicki bełkot, który wykłada o braku antysemityzmu....

Ciekawsze fragmenty:

Czy – jeśli z Rydzykiem zrobią porządek – będzie można powiedzieć, że episkopat „uległ lobby żydowskiemu”? Tak czy owak pewne jest jedno: ktokolwiek to powie, będzie miał do czynienia z Centrum im. Szymona Wiesenthala, „Gazetą Wyborczą”, stowarzyszeniem „Otwarta Rzeczpospolita” i jeszcze innymi, licznymi podmiotami.
[...]

Z czymś podobnym mamy do czynienia właśnie w przypadku „lobby żydowskiego” (lub też mamy do czynienia ze sprawnie działającym „lobby żydowskim”). O tym jak sprawnie działa to lobby świadczy powszechna u nas skłonność do robienia z oponentów antysemitów.
[...]
to śledczy z kręgu SLD ustalili, że wszyscy pisarze usunięci z kanonu przez Giertycha byli pochodzenia żydowskiego. Oprócz Marii Konopnickiej - ta jednak mocno wspierała Żydów (Konopnicka podejrzewana jest o lesbijstwo, o czym najwyraźniej w SLD nie wiedzą, albo wiedzą, ale faktycznie, tym razem woleli darować sobie kwestię "mniejszości seskualnych" i skupić się na mocniejszym "antysemityzmie"). Obok, wspomnianej już, Konopnickiej idzie o pisarzy: Lechonia, Wierzyńskiego, Schulza, Gombrowicza i Lema.
[...]

Nie idzie jednak o trafność teorii, ale jej użyteczność. A tą w SLD uznano za wysoką, co – poza wszystkim innym – jest hołdem złożonym skuteczności „lobby żydowskiego”. Kto wie - być może, gdyby nie "taśmy Rydzyka" i wyrzucenie Leppera z rządu, w TVN-24 i brzęczałby dziś temat antysemityzmu Giertycha?


Ot, tekścik gładko nie zauważający kilku kilku spraw, więc komentuję gwoli uściśnienia:

klubkik:
W calej sprawie omijasz jedną rzecz: Rydzyk posługuje się retoryką nienawiści wobec Żydów. Wskazuje, że istnieje ich lobby/mafia, że niejako Żydzi czyhają na biedny polski naród i już hipnotyzują Prezydenta. I generalnie są "talmudycznie przewrotni" i trzeba się ich strzec. Są to teoryjki z dupy wzięte, ale łatwo pozwalają znaleźć nieobecnego winnego. To jest sianie nienawiści na tle etnicznym/ rasowym. Jakby o Polakach powiedzieć coś takiego to też nie byłoby fajne.

Co do lektur szkolnych, to trzeba by się zastanowić jaki był klucz Giertycha do usuwania poszczególnych autorów. Chcesz powiedzieć, ze merytoryczny?? To, że przywrócił potem ich kilku, to nie wynik jego braku antysemityzmu, tylko hałasu, który wszyscy zrobili dookoła i możliwych kryteriów czystki. Przypomnij sobie, że Giertych z lubością mówił o Brzechwie jako Lesmanie...

Dołączyła do mnie e.gajowa, która "pięknie" pokazuje przewrotność i "niewinność" myślenia antysemickiego i wszelkiego skłonnego do dyskryminacji:

e.gajowa:
Dlaczego jeżeli ktoś nie lubi Żydów nie może tego głośno powiedzieć nie narażając się na inwektywy i określenia "antysemita"?
W przypadku Niemców, Włochów, Francuzów, Czechów nie ma takiego podejścia.
Może dlatego, że nikt z wymienionych poniżej nie ukrywa tego przed społeczeństwem, że jest Niemcem, Włochem, Francuzem, Czechem.
Może dlatego, że w rządzie nie uświadczysz nikogo z niżej wymienionych nacji. Może sami Żydzi podstawiają się, aby im jakiś Giertych dokopał, bo nie chce kłamać, że ich lubi a już sam fakt nielubienia właśnie ich jest postrzegany jako wrogość.
Zachowania niektórych Polaków pochodzenia żydowskiego są co najmniej dziwne, jeżeli nie wrogie dla Polski i dlaczego nie można o tym głośno mówić? Powiedzmy, że O. Rydzyk nie ma racji ciągle przywołując do oporu wobec "lobby żydowskiego", to niech ktoś mi wytłumaczy ciągłe roszczenia tego lobby w stosunku do naszego kraju.
Jak tak spokojnie pomyślę, to okaże się, że tereny zachodniej Polski należą tak naprawdę do wypędzonych Niemców, 90% naszych miast do Żydów, coś się Czechom należy.
TO GDZIE JEST POLSKA!

No właśnie, Żydzi są sami sobie winni. Śmią mówić, że się na nich najeżdża zamiast z pokorą to przyjąć i się poprawić... Dopytuję, o co chodzi z „bezpieczeństwem istnienia Polski” i obrazowo wyjaśniam swój punkt widzenia:

klubkik:
A gdzie Ty masz te roszczenia wobec Polski? Nie fantazjujesz chorobliwie i nie wyobrażasz sobie czasem cos czego nie ma? Incydentów jednostkowych nie traktujesz jak zasady generalnej?

Dlaczego nielubienie Żydów jest antysemityzmem? Bo to jak nielubienie Francuzów za francuskość. Jest to tak absurdalne, ze nie funkcjonuje w rzeczywistości. Nie lubisz co najwyżej Jeana bo jest głupi, ale nie czujesz niechęci do Francuzow. Inaczej niż do Niemców i Francuzów, w stosunku do Żydów paranoja zwycięża i można kogoś nie lubić z samej zasady....

Nie przekonałem rozmówczyni:

e.gajowa:
Ej Klubkiku, Klubkiku, ja w odróżnieniu od Ciebie z zasady to wszystkich lubię.
Nie odróżniam Żyda od Francuza, Czecha od Włocha czy Niemca, Moja babka dostała medal za ratowanie Żydów i nie szukam ani zaczepki ani problemów, szukam odpowiedzi na postawione pytanie i ględź mi o jednostkach i incydentach tylko spokojnie spróbuj podyskutować.
Nie widzę paranoi w swoim środowisku i nie wierzę że masz rację, to są fobie specjalnie wywoływane przez środowiska, którym nie w smak nasza samodzielność, niezależność i kierowanie się patriotyzmem w stosunku do NASZEJ OJCZYZNY.
Dobrze, dobrze zaraz jak znajdziesz trochę czasu powiesz o mnie nacjonalistka - wisi mi to, nikt mnie nie przekona, że szacunek Żydowi należy się tylko dlatego, że jest Żydem. Każdemu się należy jeżeli jest człowiekiem, a nie szują wywołującą zadrażnienia, aby tylko drugiego postawić w złym świetle i oszkalować.
W odróżnieniu od Ciebie znam Izrael i nie wyobrażam sobie działanie lobby polskiego u nich na taką skale jak panoszą się w Polsce te według Ciebie jednostki.

No proszę, Pani mnie protekcjonalnie poklepała, bo ona zna Izrael. Nie odróżnia Żyda od Polaka, tylko... czasem jak patrzy tak z profilu lub po karnacji, to niektóre jednostki wydają się jej niepolskie. Na dodatek wszystkich lubi. Bardzo lubi, jeśli nie są Żydami, którzy wszak ograniczają jej samodzielność i niezależność i za chwilę zlikwidują Polskę.... Szkoda, że szlachetność babki nie oznacza szlachetności wnuczki.

Kontynuuję i próbuję się kilku rzeczy dowiedzieć....

klubkik:
Szukałaś odpowiedzi, to ją dostałaś... Jeśli wytłumaczenie o paranoi Cię zabolało, to cóż... Jeśli zaś nie pasujesz do wzoru, który opisałem, to możesz dychać spokojnie :-) Gdzie moje zaczepki? ...

No to się zgadzamy, ze szacunek należy się każdemu za to ze jest człowiekiem. A pogarda? Za to, że jest człowiekiem (Żydem) czy za to, że zawinił tym i tym?

Nadal nie wiem o jakim lobby Żydowskim mówisz, może jestem chroniony i mnie ani mojego kraju nie dotyka... I tez sobie nie wyobrażam lobby polskiego w Izraelu. Bo czego miałoby tam szukać?

Ja też nie jednej rzeczy nie rozumiem. Skąd obsesja (!) tropienia Żydów we władzach. Jeśli są, to są to Polacy o innym wyznaniu (lub zazwyczaj tylko odległym pochodzeniu etnicznym już bez wyznania), ale wciąż obywatele polscy (a nie Państwa Izrael) Skąd więc domniemanie, ze szkodzą naszej ojczyźnie, kiedy brak ku temu przesłanek a oni mieszkają tu, płaca podatki tez tu?

e.gajowa wykłada:
Odpowiadam na Twoje wątpliwości po swojemu, jak ja to widzę i jak każdy mam prawo do własnego zdania.

Twoja interpretacja mnie zadziwia i rozumiem że musisz zarzucać mi obsesje, ale ta obsesja ma podstawy w zachowaniach środowisk skądinąd uważanych za opiniotwórcze i szkalujące naszą społeczność zarówno na wschodzie i zachodzie kontynentu. /temu chyba nie zaprzeczysz/.
Nie chodzi o tropienie, tylko wiedzę i interpretację zachowań i decyzji podejmowanych przez tych polskich obywateli. Jak rozumiem nie było w tych decyzjach wg Ciebie złej woli, ja to widzę inaczej i wielu podziela moje zdanie /mam do tego prawo?/.

Lobby żydowskie niestety ma się dobrze i nie udawaj "Greka", próbując sprowadzić dyskusję na tematy zwrotów majątków, wypłat odszkodowań, zawłaszczeń miejsc pamięci, czy ataków na wszystkich mających inne zdanie.

Może warto, zaznaczam to po raz kolejny, rozmawiać i pięknie się różnić, niż doprowadzać do jazgotu i wrogości, natomiast wszystkich inaczej myślących sprowadzać do jednego określenia ANTYSEMITA. Dlaczego nie ANTYPOLAK?


Ja żem głupi... Oczywistości nie wiedziałem. Każdy bystry wie, co to za środowiska, skąd one są i gdzie i na co one wpływają. Muszę po prostu uważniej przypatrywać się otoczeniu, to rozpoznam prawidłowo członków tych środowisk i usłyszę te szkalowania...

Odpisuję:
Chciałbym, żebyś miała jasność: możesz tak myśleć, bo nikt nie jest Ci w stanie tego zabronić i wyperswadować. Możesz uważać, że Żydzi czyhają na biedną Polskę i Żydzi są źli. Jednak nie dziw się, że nazywa się to antysemityzmem. Przecież możesz być antysemitką i nie powinno Ci to przeszkadzać przy tym obrocie sprawy. Bo jest to właśnie antysemityzm dopóki bezpodstawnie obciążasz ogół społeczności Żydów za... nadal nie wiem co...


Na tym zakańczam tę pogawędkę: mechanizm nienawiści widać jak na dłoni. Oczywiste, że można kogoś po prostu kogoś nie lubić. Tylko skąd ten dyskomfort, że to nielubienie ma swoją nazwę: antysemityzm? Publiczne głoszenie jednak antysemickich teorii z dupy wziętych o spisku narodowym przeciw Polszy i w ogóle nienawiści na tle etnicznym - podobnie jak innych o rasistowskim o podłożu - jest zabronione. Bo tych środowisk i tych wpływów nikt oczywiście – jako, że są wymyślone - nie umie wskazać. Tymi środowiskami i tymi wpływami można tłumaczyć każde niepowodzenie, błąd lub zbieg okoliczności. Są uniwersalne przez swoją niezaprzeczalność. A kiedy paranoja udziela się stadnie ogółowi, ofiarom nie sposób się obronić...

Można dodać, że nie dziwi fakt, że e.gajowa nie zna Żydów i tylko intuicyjnie domyśla się, kto nim jest. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie się ujawniał, bo nie chce być osądzany nie za to co robi, ale za pochodzenie, negatywnie oczywiście. Statystyczny Polak nie zna też z tego samego powodu geja i lesbijki mimo, że statystycznie zetknął się z kilkoma z nich.

2007/07/12

Hańba...

Przy okazji obiadowego komentowania wydarzeń w Bolandzie, wzrok nam utkwił na naszej lodówce, gdzie z boku dzielnie czyha na wścibskich gości plakat - zachęta do prenumeraty... Naszego Dziennika (zwanego też Ich Nocnikiem)

Pragniemy zwrócić uwagę na tekst w prawym dolnym rogu - "pogodnie wiarygodny"... Cudo "ukradziono" własnoręcznie ze szpitalnej tablicy ogłoszeniowej.

A wracając do HAŃBY z tematu, to chodzi oczywiście o europosłów: którzy podpisali się pod apelem do Lecha K. "powstrzymał się od ataków na prawdziwie katolickie media" w związku z taśmami Rydzyka.

Nie wiem, jak dla was, ale dla nas prezydent, premier i PIS wcale ich nie atakują ani tym bardziej nie rozliczają... Nadstawiliby nawet drugi policzek, gdyby od kolejnej eutanazji skoczył im słupek w sondażu chociaż o jeden procent...

Dalej też mało kto zwraca uwagę na jawny antysemityzm Rydzyka, jakby to było OK. Dlatego jutro na blogu rozmowa z antysemitką...

Na zdrowy rozsądek: 2 razy dziennie po 2 tabletki

Dziś inauguracja etykiety "urzekła mnie twoja historia". Przeglądając prasę wczoraj i dziś można się natknąć na dwie kuriozalne "z życia wzięte" historyjki. Sami nie wiemy czy są śmieszne czy straszne....

1. Jakieś dziunie opowiadają, że w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Mediów ojca dyrektora można było dostać lepszą ocenę za uczestnictwo jako publiczność w TV Trwam a odśpiewanie w strojach galowych "Sto lat" w dniu imienin o. Rydzyka zaliczało piętnaście godzin praktyk - pisze "Rzeczpospolita". - Na wykładach pani prorektor Łucji Łukasiewicz najczęściej słuchaliśmy o życiu prywatnym studentów: kto z kim się spotyka, z kim mieszka, co robi poza uczelnią - twierdzi jedna z rozmówczyń gazety.

2. Amator szparek - ginekolog hobbysta - prezes firmy budowlanej badał kandydatki do pracy. "Zaprosił ją do gabinetu i zamknął drzwi na klucz. Oświadczył kobiecie, że przyjęcie do pracy jest uwarunkowane przeprowadzeniem szczegółowych badań, również ginekologicznych. Badania miały być przeprowadzone przez samego prezesa, który powiedział, że jest lekarzem - powiedziała Magdalena Jędrejek z zespołu prasowego komendy miejskiej policji w Lublinie".

A propos pierwszej historii sobie myślimy, że trzeba mieć nieźle narąbane we łbie, żeby wybrać WSKSiM na miejsce studiów. Bo to przecież ani wiara, ani nauka. Ciekawe czego się te laski spodziewały? Że poznają tam tajniki dziennikarstwa? Że będą cwiczyć warsztat i zgłębiać psychologię społeczną miast dziejów spisku żydowskiego i że nie dosięgnie ich cień megalomanii Tadeusza? Przymusowo powinny skończyć tą szkołę w ramach pokuty za własną głupotę...

Druga historia jest cudownie absurdalna. Wyobrażacie sobie: przyjść na rozmowę o pracę, usłyszeć, że potrzebne jest badanie ginekologiczne i rozłożyć sprawnie nogi na biurku? Może jeszcze miały nadzieję, że żadnych zmian chorobowych nie będzie.... I to laski w sile wieku - umysłowo i fizycznie... Ciekawe do czego można ich jeszcze skłonić zwykłą prośbą....

To braku instynktu samozachowawczego, rozsądku czy może skutek osłabienia praw doboru selekcji naturalnej?

2007/07/11

Prokreacyjna funkcja Sejmu

Chwilowo nie będziemy pisać o potworach i stworach z polityki, bo są trochę nudne, a przede wszystkim żenujące. Mamy w zamian coś śmiesznego: Przykładowe odpowiedzi z WOSu na maturze 2007:

[...]
A umie pani wymienić podstawowe funkcje Sejmu?
No, ustawodawcza, kontrolna...
- A prokreacyjna? Tak piszą niektórzy maturzyści. W teście trzeba było wymienić trzy funkcje Sejmu, poradziło sobie z tym tylko 20 maturzystów na 100. Pozostali najczęściej nie podejmowali w ogóle wysiłku, żeby napisać odpowiedź.
[...]

Zadanie I

(poprawnie rozwiązał co ósmy uczeń)

Napisz nazwiska postaci odpowiadających przedstawionym biogramom. (Biogramów było pięć, nazwiska do odgadnięcia to: Ronald Reagan, Willi Brandt, Michaił Gorbaczow, Margaret Thatcher, Robert Schuman. Podajemy dwa przykłady).

- Zmarły w 2004 r. prezydent USA (...) Narzucił ZSRR wyścig zbrojeń, co pogorszyło sytuację ekonomiczną tego kraju. Popierał polskie dążenia do niepodległości, w tym działalność NSZZ "Solidarność".

Poprawna odpowiedź: Ronald Reagan.

Przykładowe odpowiedzi maturzystów: Waszyngton, Osama Bill Laden, Lech Wałęsa.

- Przywódca ZSRR w latach 1985-1991. Jedyny prezydent ZSRR. Zapoczątkował proces transformacji ustrojowej, tzw. pierestrojkę (...)

Poprawna odpowiedź: Michaił Gorbaczow.

Przykładowe odpowiedzi: Lenin, Stalin, Wałęsa, Breżniew, Chruszczow, Juszczenko.

Zadanie II

(poprawnie rozwiązał co trzeci maturzysta)

Podaj nazwy środków odwoławczych od wyroków wydawanych w Polsce przez sądy I i II instancji.

Poprawna odpowiedź: apelacja i kasacja.

Przykłady odpowiedzi: więzienie, poprawczak, dowody i świadkowie, domy dziecka, odsiedzenie wymierzonej kary.

Zadanie III

(poprawnie odpowiedział co drugi zdający):

Rozwiń skróty nazw partii politycznych.

Przykładowe odpowiedzi:

PiS - Posłowie i Senatorowie, Polska Izba Sądownicza, Polska i Sprawiedliwość.

PO - Przysposobienie Obronne, Partia Obrony, Prawo Obywatelskie, Polskie Obywatelstwo.

SLD - Stronnictwo Ludowo-Demokratyczne, Służba Demograficzna, Sojusz Lewicy Demograficznej, Stowarzyszenie Ludu, Solidarność.

Zadanie IV

(poprawnie rozwiązał co piąty zdający)

Podaj cztery sytuacje, w których marszałek Sejmu do czasu wyboru nowego prezydenta RP wykonuje jego obowiązki.

Poprawna odpowiedź: Śmierć prezydenta, zrzeczenie się urzędu, stwierdzenie nieważności wyboru prezydenta RP, złożenie prezydenta RP z urzędu orzeczeniem Trybunału Stanu.

Przykładowe odpowiedzi: Gdy go nie może zastąpić brat bliźniak, gdy trzeba podjąć ważną decyzję, w momencie niemocy zdrowia, w razie złapania na gorącym uczynku prezydenta RP, w czasie udanego zamachu na życie prezydenta.

Komentarz do egzaminu, z którego pochodzi cytat na początku jest tu.

Umiemy zinterpretować skąd wzięła się prokreacyjna funkcja Sejmu: Jak się patrzy na to, co się tam dzieje, to po prostu idzie się zajebać ;-)

Jeśli WOS nie, bo encyklopedyczny...
Jeśli matematyka nie, bo za trudna...
Jeśli polski nie, bo sztampowy...
Jeśli historia nie, bo komuszo zafałszowana...
Jeśli biologia nie, bo wbrew Księdze Genesis
To trzeba koniecznie wprowadzić w końcu religię!

2007/07/10

Prowokacja do potęgi n-tej

Prowokuje Gazeta ujawniając naciski w sprawie zatrzymania Blidy.
Prowokuje Wprost i bliżej nieokreślone zło w postaci szatana przez ujawnienie taśm Rydzyka. Prowokacją są tez zarzuty wobec Leppera oraz wniosek SLD o samorozwiązanie sejmu. Oczywiście prowokacją jest też strajk służby zdrowia. Wszystko jest prowokacją. To słowo przeżywa jakiś renesans [maskuje własną nieudolnośc i marność] i powinno było zostać uwzględnione w konkursie Polityki na antysłowo IV PR.

Żyjemy w kraju pojebów politycznych i nie tylko politycznych (bo Ci niestety nie przyjeżdzają z Marsa). I się to nie zmieni. Wcześniejsze wybory? Jesteśmy za, jako pewnym symbolem sprzeciwu... Ale czy coś się zmieni? Na blogu Azraela internautka beatrix pisze:

mysle jak Ty - żadnych wyborów nie będzie. A gdyby nawet były - niewiele zmienia . Czy w ostatnim czasie ulegl przemianie nasz elektorat? Chyba nie, przynajmniej nie zauważyłam. Co więcej, sporo myślącego, rozsądnego elektoratu ubyło na rzecz Irlandii i Wielkiej Brytanii.

Co do całego zamieszania nie mogę oprzeć się wrażeniu, ze to spektakl, który tak naprawdę rozgrywa się tylko w telewizji i innych rozgorączkowanych mediach, które chyba są szczęśliwe, ze nie dotyka ich sezon ogórkowy. Żadnych praktycznych efektów tego show nie spodziewam się. Dlatego - jakoś mnie nie porusza i trudno mi dołączyć się do westchnień ulgi - nareszcie, teraz jeszcze tylko Giertych. Nie - najważniejsze pozostanie i co więcej nie odejdzie nawet gdyby teraz jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znikneli Kaczyńscy. To społeczeństwo - niedojrzałe, leniwe umysłowo, bezmyślnie podążające za tym, który głośniej krzyczy. To społeczeństwo wybrałoby nowych Kaczyńskich. Ot i taka to zmiana - zamienił stryjek siekierkę na kijek”

Od siebie dodajemy:

Ewentualne wybory nie dużo zmienią. Na ten moment nie umiemy sobie wyobrazić, co by się musiało stać, żeby PiS zszedł poniżej20%- 25%, albo żeby w ogóle przestał się liczyć. To, że wywalił Leppera, będzie mu poczytane w jego targecie jako WIELKA CNOTA (nieważne, że nigdy nie powinien się z nim zadać). I będzie syndromem odnowy i pretekstu do nowego kedytu zaufania u niezdecydowanych, ale nieprzeciwnych. To społeczeństwo w dużej części niedojrzałe, o mentalności z głębokiego socjalizmu

A nawet jeśli kilkoma procentami wygra PO. Oni są duplikatem PIS z trochę tylko mniejszym nasileniem paranoi. Program mają podobny (żaden), fundamentalizm katolicki podobny. Będzie lepszy premier i kilku ministrów (w sferze symbolicznej to dużo), ale prace sejmowe znów będą leżeć i będzie się trzeba układać z druga siłą po wyborach: PISem…

Najprawdopodobniej jednak po kilku dniach oburzenia wszystko ucichnie: PIS mówi o wyborach tak, jak mówił od początku swojej kadencji: są możliwe [teraz dodaje na jesieni]. Trudno zaprzeczyć. Statystycznie są możliwe, ale niewiadomo, czy to prawdopodobieństwo zdaje się istotne. Do jesieni jeszcze daleko. Rydzyk już się zakurzył dzięki Leppergate, bo „ten sojusz jest strategiczny”. Po Leppergate za kilka dni będzie coś innego.

2007/07/09

Talmudyczna przewrotność kontra katolicka obłuda

Bolandę obiegła wiadomość, że ojciec Tadek SSman obraził prezydenta i jego żonę. Gazety i portale biją tytułami o czarownicach i eutanazjach. Tak sobie myślimy: dobrze im tak! Skoro bliźniaki posiadają tak selektywną moralność, że pod hasłami odnowy moralnej nie wahają się politycznego flirtu z najgorszymi szumowinami w zamian za eter i głosy, to niech to będzie „kara boska”...

Tymczasem problem jest poważniejszy. Ojciec obraził zwłaszcza Żydów. I chyba właściwie nikt tego nie zauważa... Widać działa zasada, że „Żydzi, wiadomo jacy są, ale żeby Prezydentowa została czarownicą??” Wielkie oburzenie za obrazę kaczorów, ale za obrazę narodu i sianie nienawiści, to już nie. Normalka.

Przy okazji mamy prawdziwy test na polski antysemityzm. Napiszemy o nim w wolnej chwili.

Update: Link do tego, co powiedział Rydzyk.

Klub onanistów

Niepostrzeżenie stuknęło nam dwa tysiące odwiedzin naszego bloga, co dało przeszło 6000 odsłon w ciągu niecałych dwóch miesięcy pisaniny. Tak sobie myślimy, ze to jakiś niespodziewany, miły dla nas sukces, bo początkowo myśleliśmy, ze odwiedzać nasz blog będziemy tylko my.... Wielkie wam dzięki :-)

Nie, nie, nie będzie jubileuszowego patosu. Wręcz przeciwnie. Z rozbawieniem obserwujemy, jak w sobotnie noce najbardziej statystyki podbijają nam onaniści! Skąd oni? Od czasu, kiedy napisaliśmy posta „O zachowaniu się na stole” nasz blog zafunkcjonował w googlu jako miejsce lizania cipek i innych francuskich atrakcji, więc pojawia się w wyszukiwaniu każdemu, kto poszukuje cyber stymulacji. I tak, można do nas trafić szukając: „lizanie cipki”, „lizanie”, „cipki”. Jest też: „klub sexu”, „seksualni rozbójnicy”, zboczony sex”, "lizanie sobie cipki". Zdarzają się też prośby o radę: „co można włożyć w cipkę” oraz „gdzie lizać cipkę”. Najbardziej zaś nas rozbawił lokalny amator: „cipki z naszej okolicy Grójca” oraz historyk: „sex przed naszą erą”.


Żeby nie psuć podniosłej atmosfery święta, dodajemy jeszcze niewidoczną czcionką kilka propozycji dla wyszukiwarek: z połykiem, obciąganie, seks analny, po francusku, od tyłu, ruchanie, pieprzenie, młode laski, cycki. Wystarczy :)

Jakie musi być zdziwienie naszych przypadkowych gości! A my powinniśmy dostać jakąś nagrodę za skuteczną i podstępną promocję homoseksualizmu. Drodzy onaniści! Bądźcie dzielni i nie dajcie się! Tylko pamiętajcie: częste bicie skraca życie! ;-)

2007/07/07

Voyage, Voyage

Zaplanowaliśmy sobie mały wypad. I mamy problem. Torebki nie chcą nam się zmieścić do samolotu :-P
One za duże czy on za mały?!



UPDATE: Chcieliśmy zapytać czy wiecie może, czy można łatwo i sprawnie dojechać z Wrocławia do Kłodzka i do Książa komunikacją publiczną (PKS, PKP czy co tam jest zdatnego). Jeśli macie jakieś wskazówki (zwłaszcza odnośnie dotarcia do zamku w Książu), to dajcie znać: klubkik@gmail.com
Dzięki z góry :-)

2007/07/06

I nie wódź ich na pokuszenie (posiadania dzieci)

Tak właściwie nie powinno nas to interesować, gdyż w "narodzie polskim" nie ma przyzwolenia na usankcjonowanie "dewiacji i zboczeń" przez legalizację związków osób tej samej płci i na emerytury zbieramy oddzielnie. Ale... trochę żal nam naszych koleżanek, które wyszły albo wyjdą za mąż...

W Wyborczaku trwa debata dlaczego, Polacy nie chcą miec dzieci. Miłościwe panujący dwoją się i troją w produkowaniu prodzietnych rozwiązań. Było becikowe, teraz będzie ciążowe/ brzuszkowe czy maciczne (nie wiemy jak to nazywać :-P ): najnowsza cena 160 zeta za miesiąc ciąży... Od siebie proponujemy jeszcze mnożnik za każdy kilogram przybrany na wadze w czasie ciąży: nie dość, że będą się rosłe dziatki rodzić, to jeszcze konsumpcją wzrost gospodarczy napędzimy.

Tymczasem wszystkie te "wspaniałe" wysiłki na marne... Jacyś debile psują wysublimowaną politykę prorodzinną LPR... Zrezygnowali wszak właśnie z emerytury małżeńskiej, która miała funkcjonować w ramach wypłat z drugiego filaru. Co to oznacza w praktyce: każdy z małżonków ciuła sam na starość. Jeśli macie dużo dzieci, oznacza to, że żona miała mniej okresów składkowych i będzie miała niską emeryturę. A jeśli przyjęliście model, że żona nie pracuje, tylko jest panią domu, to nie ma emerytury wcale (tak było zawsze). Pieniądze na starość dostaje mąż w takim wypadku (tak było zwsze, ale po mężu emeryturę można było przejąć) . Teraz z ZUSu będzie dostawał śmieszne grosze (odkąd są OFE emerytura z ZUS będzie naliczana inaczej) i z II filara (mówią, że niedużo ale odrobinę większe grosze). Razem z dwóch filarów coś tam jest. Ale z drugiego filaru będzie dostawał kasę tak długo, jak on będzie żył (bo z modelu małżeńskiego zrezygnowano). Faceci generalnie żyją krócej. Faceci mają generalnie większą śmiertelność "po drodze". Czyli Droga Czytelniczko: jeśli Twój stary umrze, a Ty byłaś gospodynią domową albo rodziłaś dzieci miast zbierać na emeryturę, lepiej zajmij już teraz miejsce w kolejce po pomoc społeczną....

Czy którakolwiek rozsądna kobieta zdecyduje się poniechać kariery zawodowej na rzecz dzieci przy takim obrocie sprawy?

2007/07/05

Towarzysze! Reakcyjne knajactwo nas otacza!

Mieliśmy małe opóżnienie w temacie, ale szukaliśmy dobrych dźwięków pasujących do twierdzeń z konwencji PIS i kaczej retoryki.

Posłuchajcie:

Premier Kaczyński

albo:

Konwencja PIS Radom



Można też obejrzeć:



i następnie porównać:





Gdyby tak pozamieniać "reakcjonistów" na szatanów, układ, łże-elity, a "socjalizm" na "IV RP" i "lud pracujący" na "naród polski", to robi się podobne.

Halo, Miałem wzwód. Czy umrę?

W Monitorze Rządowym krótki, ale ciekawy (wstrząsający) wywiad z przedstawicielką Grupy Ponton, która prowadzi młodzieżowy telefon zaufania w sprawach seksualnych. Dwa reprezentatywne fragmenty:

A jak często pojawiają się pytania w stylu: czy plemniki mogą jakoś przeniknąć przez ubranie?

Bardzo często. Dlatego to pytanie stało się hasłem ostatniej konferencji Pontona. Wiedza na temat życia seksualnego i antykoncepcji jest wśród młodzieży mała. Niektórym brakuje naprawdę podstawowych informacji odnośnie do tego, skąd się biorą dzieci. Wśród wielu panuje przekonanie, że podczas pierwszego razu nie zachodzi się w ciążę. Tłumaczę im, że błona dziewicza nie działa jak prezerwatywa. Swego czasu odezwał się do nas chłopak, który spędzał z dziewczyną wakacje nad morzem. Napisał, że pierwszej nocy kochali się pięć razy, ale z zabezpieczeniem tylko pierwszy i ostatni raz. Pytał, czy jego dziewczyna może zajść w ciążę. Innym razem doszedł do nas SMS następującej treści: "Stosuję cztery metody antykoncepcji? pigułkę, prezerwatywę, stosunek przerywany i kalendarzyk. Czy jestem w 100 proc. zabezpieczona?". Jeden z chłopców skarżył się z kolei, że podczas pocałunku z dziewczyną jego członek staje się twardy. Pisał, że się tego wstydzi i pytał, kiedy to minie.

[...]

Jak wygląda dojrzewanie seksualne po polsku?

Myślę, że młodzi ludzie czują się w swoim dojrzewaniu bardzo osamotnieni. To czas, kiedy ciało ulega zmianom. A w ich głowach aż roi się od fałszywych przekonań na ten temat. Chłopcy pytają na przykład o masturbację. Chcąwiedzieć, czy jej skutkiem może być bezpłodność. Boją się, że krzywizna ich penisa jest właśnie rezultatem podobnego postępowania. Do lekarza z tym nie pójdą, bo się wstydzą. Z rodzicami nie porozmawiają, a w szkole na ten temat się nie mówi.


Cóż, wiedza - jak się patrzy - godna XXI wieku. I niestety zgodna z założeniami programowymi lekcji o wychowaniu w rodzinie. Nastolatki wiedzą jak wygląda wyabortowany płód i na czym polega zabieg aborcji (dwa posty temu), ale elementarnej wiedzy o seksie nie posiadają. I pewnie w IV RP nie będą posiadać - ciekawe wspominajki na ten temat u Liberalnego Kalwina.

Trzeba przyznać uczciwie: zawsze tak było! Seks był czymś tajemniczym, zakazanym i kuszącym zarazem, a uświadomienie z całym dobrodziejstwem inwentarza odbywało się na podwórkowym trzepaku od kolegów i koleżanek. Kamil przypomniał sobie, jak po najbardziej wyczekiwanej od początku roku szkolengo lekcji biologii dotyczącej rozmnażania (4 klasa podstawówki), na której to dowiedzieliśmy się co to są jajniki i nasieniowody, wywołał u kolegi z klasy niewyobrażalny szok. W drodze do domu po prostu rozwiązał jego problem, który pominięto na lekcji. Powiedział mu, zgodnie ze swoją ówczesną wiedzą, że żeby powstało dziecko "trzeba włożyć siusiaka do cipki i nim poruszać". Szczerze, uczciwie, bez pieprzenia o małżeństwie, mamie i tacie.

Kiedyś, żeby zetknąć się z seksem trzeba było wykraść rodzicom pornosa przemyconego z NRD. Dziś wystarczy włączyć telewizor. A jeszcze kupę lat wcześniej najpierw znależć sobie współmałżonka. Czasy się zmieniły. Chyba czas pomyśleć, że nie ma sensu udawać, że seks to tylko w małżeństwie w celu prokreacji. Rodzice nie są dobrym źródłem wiedzy, bo często ich wiedza jest obwarowana tabu, również pochodzi z trzepaka i często jest szczątkowa, tylko że poparta jest latami praktyki. Pewnie warto pomyśleć o tym, jak zmienić edukację w tej dziedzinie.

2007/07/04

Głos wolny, wolność ubezpieczający

Dziś chcieliśmy polecić wszystkim książkę naszej przyjaciółki, Bożeny Umińskiej. Jest to zbiór jej felietonów na temat tego, co nas otacza. A dokładniej obyczajowości i kultury politycznej kraju, w którym mieszkamy. Felietony ukazywaly się w latach 2000-2006 w "starym Przekroju" (za czasów krakowskich), "Przeglądzie" i "Zadrze".

Chcieliśmy napisać coś na ten temat, ale chyba tak ładnie, jak Kazia Szczuka nie umiemy, więc kopiujemy jej recenzję z "Wysokich Obcasów":


Hit: Głos wolny, wolność ubezpieczający - tak warto nazywać twórczość Bożeny Keff-Umińskiej. Nie należy do moralnej większości z pielgrzymek, stadionów, wyprzedaży i promocji. Nie uznaje krzyży wiszących w Sejmie za oczywistość, przeciwnie, rażą jej demokratyczne uczucia. Nie sądzi, że słowo 'życie' zamyka dyskusję o zakazie przerywania ciąży. Ceni takie pojęcia jak 'różnorodność' czy 'emancypacja', a świeckie państwo uważa za dobro wspólne wszystkich obywateli. Sądzi, że geje i lesbijki mogą być (i są!) równie dobrymi matkami i ojcami jak heteroseksualiści, bo orientacja seksualna nie decyduje o naszych kompetencjach i talentach rodzicielskich. Zdrowy rozsądek? Banały? Niestety, nie.

'Kroniki obsesyjne' - tak brzmi podtytuł 'Barykad'. Nazywanie oczywistości wymaga żelaznych nerwów, jasnego osądu, ciętego pióra i poczucia humoru. Postawa 'obsesyjna' jest niczym więcej jak przytomnością umysłu obserwującego i trafnie przewidującego najbliższą polityczną przyszłość. Głos pisarki (i poetki!) jest racjonalny, dowcipny, niekiedy gorzko szyderczy, ale też, w gruncie rzeczy, przyjazny światu, otwarty wobec ludzi, zwierząt i sztuki. Umińska to postać malownicza, bezcenna na tle naszego ziemniaczanego pejzażu. Niestety, niepowtarzalna.

Bożena Keff-Umińska 'Barykady. Kroniki obsesyjne', wyd. eFKa, Kraków 2006

2007/07/03

Niemy krzyk - głośny jazgot

Prawdę mówiąc nie wiemy, dlaczego Katolicy uznają, że życie zaczyna się w chwili poczęcia, a już muzułmanie twierdzą, że mniej więcej w 120 dniu ciąży (wtedy płód zostaje obdarzony duszą - wcześniej jest "zapłodnionym jajem", a nastepnie "skrzepem krwi" w ich języku). Hinduizm z kolei uznaje zarodek za istotę świadomą(!). Pokazuje to tylko, że uznanie człowieczeństwa i stosunek do aborcji wynika z systemu wierzeń i ma się ni jak do rzeczywistości i faktów.

Nie mamy ambicji obalania ludzkich absurdalnych wierzeń. Niech sobie każdy wierzy w co chce. Problem tylko, że nie są to prywatne przekonania, ale wojna ideologiczna o umysł, wiedze i język ogółu. Roman (Bite Dziecko) Edukator zapowiedział zmianę programu nauczania biologii i podręczników w kierunku Katechizmu Kościoła Katolickiego. Dzieci muszą wszak wiedzieć na czym polega zabieg przerwania ciąży i że ta procedura medyczna jest rzekomo zabójstwem. Krzyśkowi przypomniało się jak w czwartej czy piątej klasie podstawówki wściekła katechetka męczyła dzieci
pseudodokumentem "Niemy Krzyk". Katechetki nie obchodziło przy tym, że większość dzieci nawet nie wiedziała, skąd się ów zarodek wziął (kopulacja i zapłodnienie to w końcu rzecz wstydliwa i o tym dzieci się nie informuje w przeciwieństwie do przebiegu aborcji).

J
ak rozumiemy, teraz będzie wyświetlany obowiązkowo na biologii (a nie tylko na katechezie), a całość manipulacji wsparta będzie dziesiątkami zdjęć zarodków i płodów po aborcji sugestywnie powiększonych do nienaturalnych rozmiarów (kilkumiesięcznego noworodka). To jest właśnie zafałszowanie faktów i manipulacja, jaka w publicznej oświacie nie powinna mieć miejsca. Film można obejrzeć na You Tube. Niektórym może wydawać się strasznym, ale zazwyczaj zabiegi medyczne nie dostarczają miłych wizualnie doznań estetycznych. Problem w tym, że informacje tam przedstawione są nieprawdziwe i zmanipulowane. Federa dostarcza miłych dla rozumu argumentów:

„12-tygodniowy płód odczuwa ból". W tym stadium ciąży mózg i system nerwowy są jeszcze na bardzo wczesnym etapie rozwoju. Zawiązek mózgu składa się ze szczątkowego wzgórza i rdzenia kręgowego. Większość komórek mózgowych jeszcze się nie rozwinęła. Bez kory mózgowej nie można otrzymywać ani odczuwać bodźców bólowych. Ponadto eksperci stwierdzili, że nawet wcześniaki urodzone po 24-25 tygodniach ciąży o wiele słabiej reagują na ból niż donoszone noworodki.

„12-tygodniowy płód wykonuje świadome ruchy". W tym stadium ciąży każdy ruch płodu jest refleksem ruchowym, nie zaś świadomym ruchem. Aby istniała świadomość, musi istnieć kora mózgowa oraz mielina rdzenia kręgowego, których w tym wypadku nie ma. Odruch bez cierpienia stwierdzamy na przykład u noworodków bez mózgowia. Innym takim odruchem jest u płodu ssanie palca.

Nadaktywność jest odruchową odpowiedzią płodu na ruchy macicy i jej zawartości spowodowane wtargnięciem narzędzia lekarskiego lub ultradźwiękami przekazywanymi poprzez powłoki brzuszne. Taki sam typ odpowiedzi mogłyby wywołać bodźce zewnętrzne.

Ponadto eksperci od echografii i techniki filmowej stwierdzili, że zdjęcia zabiegu robiono umyślnie w zwolnionym tempie, aby przy normalnej projekcji powstało wrażenie nadaktywności płodu. [Który wedle komentarza ma uciekać i bronić się przez śmiercionośną maszyną (pompą próżniową)]

"Echografia pokazuje otwarte usta płodu". Usta płodu nie mogą być zidentyfikowane bez żadnych wątpliwości na obrazie przekazywanym za pomocą ultradźwięków. Określenie pokazywanego obrazu jako otwartych ust płodu jest subiektywne, a interpretacja dr. Natansona błędna. Jego wniosek nie jest wiarygodny.

„12-tygodniowy płód wydaje niemy krzyk”. Krzyk wymaga obecności powietrza w drogach oddechowych. Choć prymitywne ruchy oddechowe istnieją już w późniejszym okresie ciąży, płód także w tym stadium nie może ani płakać, ani krzyczeć.

„Płód jest osobą". 12-tygodniowego płodu nie można w żadnym razie porównywać do ukształtowanego w pełni człowieka. W tym stadium istnieją jedynie zawiązki organów. Płód nie może żyć poza organizmem matki; jest niezdolny do świadomego myślenia.

„U płodów pokazanych na ekranie fale mózgowe istnieją od 6 tygodni". Chociaż zarejestrowano już impulsy elektryczne w 10 tygodniu ciąży, nie jest to porównywalne z prawdziwą pracą mózgu, która rozpoczyna się w trzecim trymestrze życia płodowego.

„Tętno płodu przechodzi ze 140 do 200 uderzeń na minutę, a więc nadmiernie wzrasta, co świadczy o reakcji płodu na śmiertelne zagrożenie". Pokazane w tym filmie tętno płodu w żadnym momencie nie ulega istotnej zmianie. Niezależnie od tego tętno wynoszące 200 uderzeń na minutę jest zupełnie normalne u płodu w tym stadium ciąży. Nieprawdą jest także stwierdzenie, że uderzenia serca przechodzą ze 140 do 200 na minutę: 140 uderzeń to tętno, które występuje dopiero w drugiej połowie ciąży.

„Bardzo wiele kobiet, które przerwały ciążę, cierpi na poważne i trwałe zaburzenia psychologiczne". Poważne problemy psychologiczne związane z przerwaniem ciąży występują rzadko. Większość kobiet mówi o doznaniu ulgi, chociaż niektóre miewają przejściowe depresje. Poważne zaburzenia psychologiczne zdarzają się częściej po porodzie niż po przerwaniu ciąży. [Problemy mogą się ewentualnie pojawić na skutek działania kościelnych manipulatorów, którzy prosty zabieg nazywają mordowaniem, wzbudzając poczucie winy]

Generalnie nie podoba nam się, że na przedmiocie biologicznym będzie się używać religijnego języka i twierdzić, że można zabić płód. On jeszcze nie żyje. W okresie rozwoju to on się dopiero rozwija. Że przejawia zaczątki funkcji właściwych dla organizmów żywych, to normalne. Dżdżownica też je przejawia. W całej tej propagandzie antyaborcyjnej, jej sprawcy zapominają, że legalość aborcji nie znaczy jej obowiązkowości. Znaczy tylko zlikwidowanie szarej strefy, zwiekszenie bezpieczeństwa i zmniejszenie powikłań. Kto bardzo chce, aborcję sobie przeprowadzi, nawet przy zakazie.

2007/07/02

Krucjata vs. dżihad

Doszły nas wieści, że za wszelką cenę chcemy najeżdzać na Katolików i że nie szanujemy cudzej wiary.


Zapadła mała konsternacja. Po prostu krtytycznie patrzymy na otaczającą nas rzeczywistość, zwłaszcza jeśli bezpośrednio przekłada się na jakość naszego życia. Wiara nie jest dla nas świętością, tylko zjawiskiem polityczno - socjologiczno - psychologicznym, o którym można rozprawiać na wszystkie sposoby. Na przykład: jeden ze słynniejszych światowych psychologów, Gordon Allport, wyróżnił dwa rodzaje rodzaje religijności, a potem C.D. Batson dodał jeszcze trzeci (za ks. M. Kasikiem):

  • religijność zewnętrzna: ma rolę instrumentalną; religia nie jest w tym przypadku naczelnym motywem życia; służy tylko do uzyskania przez jednostkę korzyści dla siebie, racjonalizuje osiąganie przez jednostkę korzyści własnych. W codziennym życiu nie są stosowane zalecenia wiary. Nie człowiek służy swojej religii, lecz ona służy jemu. Wartość religii jest utylitarna (jako bezpieczeństwo, pocieszenie, towarzystwo, rozrywka). Nie uwzględnia się w niej całości prawd religijnych, lecz wybiera to, co zgadza się z własnym interesem jednostki. Jest mało zróżnicowana, schematyczna i ma cechy ekskluzywizmu, gdyż faworyzuje tzw. prowincjonalizm i parochializm, szufladkowanie. Jednostki o tego typu religijności odznaczają się brakiem wglądu w siebie oraz brakiem umiejętności realistycznego spostrzegania siebie i innych. Zachowania religijne są dla tych osób obronnym mechanizmem ucieczkowym, ułatwiającym rozwiązywanie własnych problemów. Osoby te są skłonne używać religii do swoich własnych celów.
  • religijność wewnętrzna: wpływa na całokształt życia jednostki: motywację i znaczenie czynów. Religia pełni wtedy funkcję systemu ułatwiającego rozumienie świata, integrującego ten świat. Staje się ona teorią życia. Naczelnym motywem życia jednostki jest religia. Inne potrzeby - tak mocno, jak tylko to jest możliwe - są traktowane jako mające mniejsze znaczenie, a ich zaspokajanie harmonizowane jest z wiarą i nakazami religijnymi. Przyjmując wiarę, jednostka dąży do zinternalizowania jej i postępowania w pełni z nią zgodnego. W tym sensie żyje ona swoją religią. Ten typ religijności przenika całe życie jednostki, łączy potrzeby, wartości pojedynczego człowieka z normami społecznymi.
  • religijnośc poszukująca (pytająca): wskazuje na niezadawalanie się prostymi, ugładzonymi odpowiedziami, ale poszukiwanie wśród niepewności i wątpliwości drogi prowadzącej do odkrycia sacrum. Osoba, która przeżywa swoją religijność w ten sposób, odkrywa, że nie wie i prawdopodobnie nigdy nie będzie znała ostatecznej prawdy oraz pełnej odpowiedzi na dręczące ją pytania. Wciąż jednak te pytania uznaje za ważne i mimo że odpowiedzi na nie dawane są próbne, częściowe i podlegają zmianom, to nie przestaje ich poszukiwać.

Osobiście jakoś spotykamy zazwyczaj typy pierwsze i jedynie kilka ostatnich, co jakoś dumą nie powinno nikogo napawać. Pewnie, gdybyśmy, żyli gdzie indziej, najeżdzalibyśmy na inne wyznania. A tak, wśród współobywateli Katolików w odsetku 95% czy 98% nie bardzo mamy na kogo ;-). Podkreślamy, przy tym, że nasze najeżdzanie nie jest stekiem wyzwisk (czasem zdarzy się obśmianie). Może dlatego, że fałszywie pojęta miłość bliźniego wychodzi nam bokiem. Może też dlatego, że po prostu brak nam informacji o pozytywnych aspektach waszej wiary. Ale gdybyście takowe posiadali, to dajcie znać. Sami z siebie zauważamy, że dużo się wam - Drodzy Bracia i Siostry - polepszyło od czasu wypraw krzyżowych. W przeciwieństwie do Muzułmanów, którzy.mentalnie tkwią właśnie w średniowieczu (koniecznie trzeba przeczytać ten artykuł) i prowadzą swoje wojenki. Nie zapowiada im się na rychłe nastanie renesansu. Technologicznie również, bo być może zauważyliście, że żaden kraj islamski nie jest ośrodkiem innowacji. Swoje bogactwo zawdzięczają ropie, a nie wynalazczości. Już niezbędną do jej wydobycia i rafinacji technologię (jak i każdą inną) kupują na znienawidzonym Zachodzie.

Ps. w następnym poście znów będziemy najeżdzać na katolików, bo twierdzimy, że aborcja nie jest zabójstwem, co na blogu wyłożymy.