2007/06/05

Lewe idee, czyli o ideach lewicy

Jako ludki związane z lewicą (przynajmniej emocjonalnie), mieliśmy okazję trochę poczytać, co mówią na szczytach. Najpierw Tokarska-Bakir & Zawadzka wezwały „nową lewicę” do przeglądu metek na posiadanych gadżetach. Piszemy żartobliwie oczywiście, bo chodziło o lament, że lewica wykazuje ekskluzywizm. Ziewnęliśmy oba szeroko. Zaraz odezwał się Sierakowski. I ziewnęliśmy jeszcze szerzej, bo chłop się rozpisał o populistach i tym, że "nowa lewica" powinna przygotować program, który zapobiegnie rozwojowi populizmu. Zero konkretów, dużo słów w ładnie skomponowanych zdaniach. Niestety pustych. Wiemy, że z okien redakcji „Krytyki Politycznej” widok na świat jest ograniczony sąsiednimi oficynami, ale żeby się poruszać po takim poziomie ogólności, to się nie spodziewaliśmy…

Właściwie oba teksty są umiejscowione nigdzie, jeśli chodzi o realia. Pierwszy chyba żywi jakąś osobistą pretensję i do tego obrzydliwie akademickim bełkotem rozpacza nad tym, że „nowa lewica” nie ma solidarności społecznej. Drugi, że trzeba walczyć o język i wyobraźnię tłumów i rozważa czym walczyć z populizmem i chyba jak uwieźć PISowski (populistyczny, do bólu socjalistyczny, nawet z elementami narodowymi) elektorat. Oba zapominają o potencjalnym wyborcy i jego motywacjach, chociaż odnoszą się głęboko do polskiego kontekstu. Na trendy globalne wogóle nie patrzą, chyba że dostrzegają populizmy w innych krajach.

Po ostatnich wyborach wyszło definitywnie na jaw, że pis-populiści biorą tych, co tkwią w PRLu i chcą prostych recept od Towarzysza na czele (ekonomicznych i obyczajowych; w zaściankowym kraju z taką historią dużo ich i wciąż się reprodukują), lewicowcy biorą tych, którym duszno obyczajowo (w zaściankowym kraju mało ich). Centrum (u nas tzw. liberalne) bierze tych, którzy po prostu chcą się dorobić, prowadzić życie mniej lub bardziej wygodne, nie interesując się tym, co w sferze obyczajowej (dużoj ich).

"Urzekło" nas, że oba teksty, będąc osadzone w polskim kontekście, nawet nie dotykają sprawy dla polski zasadniczej: gospodarki. Nasi ideowcy zapominają, że jesteśmy krajem na dorobku i dla większości liczy się kasa. Jeden pochyla się nad ideami wrażliwości ludzkiej, drugi skupia się na elektoracie populizmu. Jeden nie zauważa elektoratu centrum, drugi go wyklucza, tkwiąc w przekonaniu, że polska nowa lewica poradzi sobie w pojedynkę bez zhańbienia ideami liberalizmu. Tymczasem w liberalnym centrum siedzą ludzie skupieni na robieniu kariery, których można zagospodarować w sferze idei, o ile nie będą musieli za bardzo rezygnować z tego, co już mają i co jeszcze by chcieli mieć. Oczywiście potrzebny jest do tego krok lewicy w stronę gospodarczych rozwiązań, którymi się brzydzi. Dla polskiego centrum sfera materialna jest najważniejsza, a nadbudowa ideowa jest drugorzędna. Odwrotnie: samej nadbudowy w XXI wieku nikt nie kupi, nielicząc frustratów (pis-populistyczny elektorat). Tymczasem frustraci mają prawicowy mental, bo im najwyrażniej rzeczywistośc postmodernistyczna nie służy i na lewicę nie spojrzą, jeśli ma ona być "nową lewicą". Lokalne idee "nowej lewicy" muszą się też wpasowywać w trend globalnej ekonomii i uwzględniać, to że w Chinach czy innych Indiach ludzie są skłonni mieć idee jeszcze bardziej w dupie niż nasze centrum i harować jeszcze więcej, żeby zarobić cokolwiek, nawet jeśli może to się wydawać pełne grozy. W dobie globalizacji, kiedy korporacje są w stanie w ciągu tygodnia przenieść swój kapitał w drugi koniec świata, właśnie w poszukiwaniu takiego kontekstu socjo-ekonomicznego, warto mieć to na uwadze, zanim wypnie się na zwolenników gospodarczych rozwiązań liberalnych. Bo jeśli miejsca pracy przeniosą się do Azji, to nikt nie będzie żył pięknymi ideami. Mamy wrażenie, że lewicowo-liberalny Giddens (autor „trzeciej drogi”) ma tu większe wyczucie.

KiK

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Bardziej szczegółowa odpowiedź na tekst Tokarskiej-Bakir i Zawadzkiej ukazał się już w "Wyborczej" ("Szyk, pogarda, dobro wspólne").