2007/05/18

Obieżyświat ?

Oliveira wyhaczył "piękną" wypowiedź pana, którego nazwiska od tej pory nie będę wymawiał. Pomyślałem tylko, że ów pan jako patriota (znaczy nacjonalista) dawno Bolandy nie opuszczał, nawet w celach wycieczkowych. Pewnie nie zauważył, że nie wszystko, co białe to europejskie... Niedawno podróżowaliśmy z Pierwszym K po Szkocji. Znajomym przysłaliśmy stamtąd kartki zatytułowane "Pozdrowienia z Zamorskiego, 17-tego województwa szkockiego". Bo i owszem, jest Buraków więcej niż mrówków, polski słychać na ulicach (nawet pomniejszych miasteczek) szokująco często dla nieprzygotowanego ucha (np. tak: "No i kurwa, ładujesz kartę za 37 i popierdalasz cały miesiąc"). Tylko, że przybyszów z Bolandy w 80% przypadków można rozpoznać gołym okiem. Mimo, że jest biały i "powinien być podobny" do innych białych w tym białym kraju, to wcale nie jest. I nie sposób mieć wrażenie, że będzie się on choćby próbował asymilować. No może czasem go ktoś pomyli z Yobs-ami Jest w obcym kraju, gdzie nie może żyć mitem Przedmurza Europy, kościoły przerobione na knajpy, a w lepszym wypadku na sklepy, o zasiłek ciężej, zgniły liberalizm wokół i jeszcze trzeba się w pracy uśmiechać... Nie, nie, to nie jest ojczyzna Buraka. Burak byłby świetnym materiałem na niezasymilowaną mniejszość etniczną, na wzór kolorowych mniejszości o których mówił pan "patriota" z lpr. Tylko, że Buraki szczęśliwie nie stworzą takiej mniejszości bo wśród siebie się żrą. Trzymają się w małych grupkach znajomych, a pozostali rodacy są zagrożeniem (w lepszych okolicznościach po prostu obojętnymi Burakami, których nie należy zagadywać). Mimo bieli nie ma więc asymilacji, nie ma też zwartej mniejszości. Są za to stada wilków.
Panu patriocie polecamy wycieczkę po skupiskach polonii w innych białych krajach, żeby poobserwował asymilację i mądrzej się wypowiadał.

Drugi K.

Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że w Szkocji natknęliśmy się na sklep „Polskie delicje”. Na wystawie wyeksponowane były dumnie galaretki i przyprawy do zup w proszku.

Trafność wyboru asortymentu wystawowego (czyt. polskich delicji) zostawię chyba bez komentarza…

Pierwszy K.


O, K(1) zapomniałeś, że był też sklep pod wiele mówiącą nazwą "White Eagle". Dumnie czerwono - biały na szyldzie. Narodowy. Były jeszcze jakieś "Polskie specjały", ale już nie biły czerwienią wprost z szalika kibola. Też miały za to równie kuszące (robienia spooky fotek) wystawy.

Drugi K.

Pamiętam, pamiętam ;-) A w hotelach, sklepach, knajpach obsługiwały nas Kasie, Anety, Jole, Ole...

Pierwszy K.

Ale nawet nie próbowały być miłe. Nie wiem czy własnie z tego, że obcy Burak, to zły Burak, czy może dlatego, że "my tu harujemy, a pedalstwo się wczasuje i lekką ręką funty wydaje".

Drugi K.

2 komentarze:

Bjørn Larssen pisze...

Witam :)

"Nie wiem czy własnie z tego, że obcy Burak, to zły burak, czy może dlatego, że "my tu harujemy, a pedalstwo się wczasuje i lekką ręką funty wydaje"."

To wydaje mi się niestety bardzo prawdopodobne. Czytałem kiedyś wspomnienia chłopaka, który pracował wraz z grupą Polaków w... sex-shopie. Polacy nienawidzili swoich klientów; za to, że mieli pieniądze, za to, że kupowali zboczone filmy i akcesoria. Najgorzej, jeśli do sklepu przyszła kobieta; długo można było słuchać opinii pracowników na jej temat. To, że ci klienci poniekąd Polaków utrzymywali, zaś Polacy sprzedając im te filmy i akcesoria plugawili swoje święte dłonie zboczonymi obiektami, jakoś nie przychodziło im do głowy...

Unknown pisze...

No proszę. Prowincja to nie miejsce na mapie, to stan świadomosci. Pod tym względem polsko-katoliccy przeciętni zjadacze ziemniaków prezentuja się na tle liberalnej Europy niezbyt korzystnie. Przepaść kulturowa prawie tak wielka jak między islamem i liberalną demokracją.