Nieczęsto zajmujemy się na blogu sprawami związanymi stricte z naszą mniejszością seksualną, ale dziś i owszem. Zainspirowała nas szeroko przywoływana przez media inicjatywa portalu gaylife.pl stworzenia listy polityków homofobów. Idą wybory (od dwóch lat i możliwe, że dopiero za dwa lata dojdą), więc czas pewne rzeczy w środowisku przemyśleć przy tej słusznej inicjatywie...
Nie może być tak, że pajace, kukły i stworki ze sceny politycznej mieszają nas z błotem, po czym uchodzi im to na sucho, bo nikomu nie chciało się zareagować. Milczenie oznacza akceptację! Najgorsze co można zrobić to przejść obojętnie, udać, że się nie zauważa i że tak już musi być... Nadstawić drugi policzek i dać sobie wejść na głowę. Zrobić z siebie szmatę do wycierania społecznych frustracji, lęków, wieśniactwa i chamstwa.
Niedobrze, że 90% z nas - gejów i lesbijek - wciąż jest zahukanych i zastraszonych i twardo twierdzi, że ich orientacja to prywatna sprawa, kiedy to podstawa ich tożsamości i określa ich funkcjonowanie począwszy od niedzielnego rosołu z rodziną przez stosunki sąsiedzkie, prywatne i służbowe relacje koleżeńskie, a na kwestiach prawnych kończąc. Przez to większość słusznych inicjatyw i próśb o pomoc naszych organizacji przedstawicielskich spotyka się z biernością i ignorowaniem. To wręcz fatalnie, bo dzięki temu pozwalamy trwać status quo albo wręcz umacniać się tym ch****, co ich znacie z agresji wymierzonej w nas z pudeł telewizorów. I tym, którzy nie biją, ale udają, że nas nie ma, dzięki czemu faktycznie nas nie ma. Jak nas nie ma to można po nas jeździć. Nie wiecie o co chodzi? Przykład? Toruńskimi moherami nikt politycznie nie pogardzi, a wręcz ucałuje! Bo potrafią drzeć ryja o swoje! Tymczasem nas jest dużo więcej niż toruńskich moherów. Mamy dużo więcej pieniędzy i jeszcze wiele więcej razy weźmiemy udział w wyborach... I co mamy z tej potencjalnej siły?
Ale to nie tylko "ich" wina. To też nasza wina!
Jak dużo z was podpisało jakikolwiek protest swego czasu krążący po sieci w obronie własnej godności?
Jak dużo z was było na paradzie w Warszawie, Krakowie, Poznaniu i pikietach w innych miastach, żeby zamanifestować swoją liczebność? (to, że w Warszawie udawaliście, że akurat tylko robicie zakupy w pobliskim H&M się nie liczy)
Jak dużo z was dało 1% swojego podatku na organizacje pożytku publicznego KPH albo Lambdę? (i tak te pieniądze musicie oddać, a trudno się spodziewać, że heterycy będą się masowo zrzucać na nasze sprawy)
Jak dużo z was głosowało (przynajmniej tych mieszkających w Warszawie) na posłów jawnie przyznających się do swojego gejostwa i jako jedynych chcących reprezentować nasze interesy w sejmie? (o pozostałe dziedziny zadba reszta głosujących do której jesteśmy podobni, o wasze własne nie!)
Jak dużo z was sypnęło drobnym groszem w odpowiedzi na apel o pomoc finansową pojawiający się tu i ówdzie w słusznej sprawie? (organizatorzy poświęcali swój czas i środki w imię idei i dla dobra ogółu)
Jak dużo z was odważyło się zmieszać z błotem autora pogardliwej wypowiedzi o gejach i lesbijkach wygłoszonej w najbliższym otoczeniu? (a jak dożo położyło uszy po sobie i udało, że to nie o nim/ o niej?)
Ilu? Ilu? Ilu? Niewielu. Doprawdy, to żenujące. Do powyższych działań nie trzeba ani publicznego coming outu, jeśli nie czujecie się do niego silni, ani nakładów czasu. Do nich wystarczy odrobina jednostkowej wyobraźni, chęci i wyprodukowanej przez to siły tłumu... Dlatego nie przynudzajcie opowieściami, jak cudownie było na wycieczce w Paryżu, Londynie, Berlinie czy Amsterdamie i że wreszcie mogliście poczuć się sobą i spotkać sobie podobnych... To, że jest tam właśnie tak, to nie dar niebios tylko wynik postawy tamtejszej społeczności LGBT.
Postawa obywatelska, głupcze! Zanim znów odegracie rolę uciśnionych, podpiszcie, zagłosujcie i wyślijcie przelew.
Nie może być tak, że pajace, kukły i stworki ze sceny politycznej mieszają nas z błotem, po czym uchodzi im to na sucho, bo nikomu nie chciało się zareagować. Milczenie oznacza akceptację! Najgorsze co można zrobić to przejść obojętnie, udać, że się nie zauważa i że tak już musi być... Nadstawić drugi policzek i dać sobie wejść na głowę. Zrobić z siebie szmatę do wycierania społecznych frustracji, lęków, wieśniactwa i chamstwa.
Niedobrze, że 90% z nas - gejów i lesbijek - wciąż jest zahukanych i zastraszonych i twardo twierdzi, że ich orientacja to prywatna sprawa, kiedy to podstawa ich tożsamości i określa ich funkcjonowanie począwszy od niedzielnego rosołu z rodziną przez stosunki sąsiedzkie, prywatne i służbowe relacje koleżeńskie, a na kwestiach prawnych kończąc. Przez to większość słusznych inicjatyw i próśb o pomoc naszych organizacji przedstawicielskich spotyka się z biernością i ignorowaniem. To wręcz fatalnie, bo dzięki temu pozwalamy trwać status quo albo wręcz umacniać się tym ch****, co ich znacie z agresji wymierzonej w nas z pudeł telewizorów. I tym, którzy nie biją, ale udają, że nas nie ma, dzięki czemu faktycznie nas nie ma. Jak nas nie ma to można po nas jeździć. Nie wiecie o co chodzi? Przykład? Toruńskimi moherami nikt politycznie nie pogardzi, a wręcz ucałuje! Bo potrafią drzeć ryja o swoje! Tymczasem nas jest dużo więcej niż toruńskich moherów. Mamy dużo więcej pieniędzy i jeszcze wiele więcej razy weźmiemy udział w wyborach... I co mamy z tej potencjalnej siły?
Ale to nie tylko "ich" wina. To też nasza wina!
Jak dużo z was podpisało jakikolwiek protest swego czasu krążący po sieci w obronie własnej godności?
Jak dużo z was było na paradzie w Warszawie, Krakowie, Poznaniu i pikietach w innych miastach, żeby zamanifestować swoją liczebność? (to, że w Warszawie udawaliście, że akurat tylko robicie zakupy w pobliskim H&M się nie liczy)
Jak dużo z was dało 1% swojego podatku na organizacje pożytku publicznego KPH albo Lambdę? (i tak te pieniądze musicie oddać, a trudno się spodziewać, że heterycy będą się masowo zrzucać na nasze sprawy)
Jak dużo z was głosowało (przynajmniej tych mieszkających w Warszawie) na posłów jawnie przyznających się do swojego gejostwa i jako jedynych chcących reprezentować nasze interesy w sejmie? (o pozostałe dziedziny zadba reszta głosujących do której jesteśmy podobni, o wasze własne nie!)
Jak dużo z was sypnęło drobnym groszem w odpowiedzi na apel o pomoc finansową pojawiający się tu i ówdzie w słusznej sprawie? (organizatorzy poświęcali swój czas i środki w imię idei i dla dobra ogółu)
Jak dużo z was odważyło się zmieszać z błotem autora pogardliwej wypowiedzi o gejach i lesbijkach wygłoszonej w najbliższym otoczeniu? (a jak dożo położyło uszy po sobie i udało, że to nie o nim/ o niej?)
Ilu? Ilu? Ilu? Niewielu. Doprawdy, to żenujące. Do powyższych działań nie trzeba ani publicznego coming outu, jeśli nie czujecie się do niego silni, ani nakładów czasu. Do nich wystarczy odrobina jednostkowej wyobraźni, chęci i wyprodukowanej przez to siły tłumu... Dlatego nie przynudzajcie opowieściami, jak cudownie było na wycieczce w Paryżu, Londynie, Berlinie czy Amsterdamie i że wreszcie mogliście poczuć się sobą i spotkać sobie podobnych... To, że jest tam właśnie tak, to nie dar niebios tylko wynik postawy tamtejszej społeczności LGBT.
Postawa obywatelska, głupcze! Zanim znów odegracie rolę uciśnionych, podpiszcie, zagłosujcie i wyślijcie przelew.
9 komentarzy:
To trochę wina was samych- mohery są zdyscyplinowane i jeśli mówią że można liczyć na ich 300,000 głosów to te głosy rzeczywiście pojawiają się w czasie wyborów. Mohery po prostu korzystają z demokracji i idą zwartym szeregiem do urn wyborczych. Z kolei ilu spośród was manifestacyjnie obwieszcza, że "polityka to bagno a sami nic nie mogą zdziałać" i obiecuje, że w czasie wyborów nie pójdzie głosować? Poza tym trzeba mieć wzgląd również na to, że mohery SĄ TUTAJ a ludzie młodsi, zaradniejsi, ciekawi świata często dają nogę za granicę i zapominają o tym co się dzieje w ich ojczyźnie- tak jakby strasznym problemem było podejść do ambasady czy konsulatu i zagłosować ...
"Milczenie oznacza akceptację"- więc mamy takich polityków jakich nam wybrały mohery.
@Equilibrysta:
Dokładnie tak. Problem polega na tym, że bardzo niepopularna jest u nas postawa obywatelska. Każdy myśli tylko o swoim czubku nosa. Gdy dochodzi do poważniejszych problemów, stwierdzamy, że nasz pojedynczy głos nic nie zmieni... Wielki błąd...
Taka postawa nawet tyle mnie nie wkurza co niezmiernie dziwi- "olać wybory" można w państwie w którym praktycznie nie ma ono wpływu na nic- w państwie którego jedynym zadaniem ma być pilnowanie wolności, własności i nietykalności osobistej obywateli oraz prowadzenie wspólnej polityki zagranicznej. Dzisiaj mamy państwo, które ma aspiracje próbuje sterować dosłownie wszystkim- od naszego życia osobistego, czasu, zainteresowań po nasze wynagrodzenia, emerytury i sposób w jaki będziemy się starzeć. Olewanie wyborów dzisiaj oznacza nie nic innego jak oddawanie smyczy na której każdy z nas jest prowadzony w ręce osób trzecich. To obezwładnianie się na własne życzenie.
Macie rację chłopaki. Przecież Google też zbudował swoją potęgę na pojedynczych kliknięciach pojedynczych internautów. Tak samo jest z polityką...
popieram piszących. ja się tylko zastanawiam co czy to nie jest tak, że bez pomocy heteroseksualnych osób w parlamentach europejskich państw przeszły "pro-gejowskie" ustawy, a my zamiast kłaniać się w pas za te kilka marnych - ale zawsze - głosów za naszymi kwestiami, straszymi wpisywaniem na jakieś listy. Obraz polskiego geja wyłania się nieciekawy z tego. Zmanierowanej ciotki, której za mało w powietrzu Armaniego a zbyt dużo polskiego syfu. Trzeba być twardym :)
@ wojtek:
Nam sie inicjatywa podoba. To, że wstępnie pojawił sie tam Borowski czy Olejniczak, to nieznaczy, że znajda się na liście końcowej, bo są może najbardziej nam przychylni, ale chyba nie do końca szczerze:
Olejniczak podchodzi do naszej sprawy jak do zgniłego jaja. Ostrożnie zabiera głos jak już jest przyparty do muru. To raczej mało znaczącą mlodzieżówka SLD jest pro niż partia.
Borowskiemu sie poprawiło od czasu walczenia z kaczorami. Dobry kurs, zobaczymy jak będzie potem. To jednak Borowski wstrzymał kiedyś dyskusje w sejmie nad ustawa oi związkach (nawet jeśli miałaby upaść) i do tej pory nic nie zaoferował w zamian...
Tu sie nie trza kłaniać w pas i całować w stopy, tylko twardo rozliczać z poparcia wyrażonego głosami...
Moje zdanie jest takie- partie "specjalne" dajmy na to "zielonych", partię kobiet, partię piratów czy masę innych (PKW ma ich zarejestrowanych bodaj około 90) ma sprecyzowane program tylko i wyłącznie wokół problemów, które ją stworzyły- i tak partie walczące z dyskryminacją jakiejś grupy ludzi nie mają bladego pojęcia o ekonomii (czytałem wywiad z Gretkowską w GW- mnóstwo "inteligentnego" bajania wokół pytania o gospodarkę, a przyciśnięta do muru zaczyna pleść farmazony, które dowodzą, że albo ta tematyka ją nie interesuje albo ubzdurała sobie jakiś model, który jest nierealny ale ona o tym nie chce wiedzieć...), partia piratów nie ma bladego pojęcia jak np. przeprowadzić reformę służby zdrowia, homoseksualiści zdają mieć podobny problem- cała polityka to przeforsowanie kilku nowel ustaw, które mają "rozwiązać" problem dyskryminacji (tak jakby to był problem prawa), szkolnictwa, ślubów, adopcji i diabli wiedzą jakich "pierdół" jeszcze bez zajęcia się polityką sensu stricte (czyt. polityką wszystkich a nie tylko ich grupy). Dlatego partie "specjalistyczne" programowo nigdy na serio nie wejdą do sejmu- dlatego nie będę oddawać głosu na ludzi którzy oleją potem moje interesy tylko dlatego, że nie wywodzę się z ich środowiska...
Moim zdaniem nie wygracie próbując tworzyć własne partie, czy dołączając do partii które chcą rządzić za pomocą państwa opiekuńczego- to co macie zmienić do światopogląd ludzi a polityka ma wam w tym nie przeszkadzać- czyli lepsze będzie dla was państwo "minimum", które nie będzie narzucać swoim obywatelom określonych postaw czy poglądów. SLD czy LiD wam nie pomoże- zawsze będziecie dla nich tylko marną przyprawą do dania głównego i zawsze będą jakieś interesy, które dla tych partii będą ważniejsze- tym bardziej, że politycy są wyrachowani i głośno mówić o tym z czym wielu innych Polaków się nie zgadza jest ryzykowne...
Macie zmieniać poglądy ludzi- więc zmieńcie najpierw państwo, które jakiekolwiek poglądy próbuje narzucać, potem reszta.
@equilibrysta
Nie bardzo kumam, jak zmieniać państwo w oddzieleniu od wyborow.
Co do partii specjalnych to masz racje - to porażka. W Wawie nasi przedstawiciele startowali w ramach regularnych partii (oczywiście lewicowych, bo tylko one sa sklonne ich wciagac na listy) tylko, ze poskapiono im glosu na rzecz prawicowej platformy ktora podtrzymuje status quo. Nawet jak taki Biedron nie zna sie na ekonomii i nie ma nic w tej sprawie do zaproponowania (podobnie jak i 450 z 460 poslow), to by nie zaszkodzilo, a pewnie pomoglo, jakby trul w sejmie w kolko o naszych sprawach przy kazdej okazji... Bo o pozostalych sprawach trują pozostali. Lepiej więc na niego czy innego podobnego niz na Platformę (ulubienica gejow, sic!). Bo trzeba tez wiedziec, ze nie jest tak, ze proporcjonalnie do wzrostu dobrobytu rosnie tolerancja (ze wspomne skrajnosc Arabie Sudjska).
Czy nie miałoby sensu sporządzenie listy gejów wśród obecnych posłów? Nie po to, żeby im zaszkodzić i zrazić do nich ciemnogrodową część wyborców, ale po to, żeby wyrwać ich z hipokryzji, w której tkwią. Skoro już zostali wybrani niech coś zrobią pożytecznego a nie udają tylko przykładnych katolików. Przecież statystycznie ze 20-tu homoseksualistów/-tek musi tam być.
Nie wiem jak kwestie aktywności obywatelskiej wyglądają wśród gejów i lesbijek, ale raz kopnąłem się na paradę równości do Krakowa i byłem bardzo zawiedziony - policji było chyba więcej niż manifestantów. Musicie rozruszać to swoje towarzystwo, to pewne.
Prześlij komentarz