2007/09/06

Co ludzie powiedzą? Ateistyczny coming out

Przeczytaliśmy wstrząsający reportaż, jak to się żyje ludziom w zgodzie z sumieniem. Niektórzy piszą do nas, że nie lubią kiedy coś skądś kopiujemy, bo to żadna inwencja, ale co tam... Nie zawsze trzeba odkrywać koło na nowo i warto skorzystać z tego, co już jest. Wklejamy kluczowy fragment:

"Łukasz wie, że nie jest łatwo, bo ma sąsiada, który od jakiegoś czasu nie chodzi do kościoła. Najpierw miejscowe babcie przestały mu odpowiadać na "dzień dobry", potem proboszcz na kazaniu powiedział, że to komunista, a potem ktoś mu wybił szybę w oknie. Łukasz więc chodzi do kościoła regularnie. Mówi, że robi to dla dobra swoich dzieci, bo nie chce, żeby spotkała je jakaś przykrość. 2 kwietnia zaprowadził je na mszę z okazji rocznicy śmierci papieża Polaka. Wychowawczyni sprawdzała obecność"

Przesadzamy? Nieeeeee, wystarczy się rozejrzeć z mniejszą pobłażliwością dla patologii:

"Zosia nie będzie musiała się obawiać, że jeśli nie pójdzie do bierzmowania, to nie będzie mogła wyjść za mąż, tak jak nam to było wpajane, nie będzie wytykana palcami i wyśmiewana w szkole tak, jak było za naszych czasów z dziećmi, które nie chodziły na religię"

A może domowy obraz powszedni: mamuśka, co miłuje, wspiera i rozwija indywidualizm dziecka?

"Ateizm? Jak ja cię wychowałam?! - krzyczy mama na Marka (imię zmienione). - Jakie ten twój ateizm wystawia świadectwo nam, rodzicom?! To znaczy, że my jesteśmy nikim. Słyszysz? NIKIM! Że nam się życie nie udało. Przecież Bóg to podstawa. Kościoła można nie lubić, ojciec dyrektor też ma zastrzeżenia do biskupów, ale mówić, że jesteś niewierzący?! My z ojcem przestaniemy wychodzić na ulicę"

Doskonale wiemy, jak działa wykluczenie i przemoc symboliczna. Nawet ta niebezpośrednia, ale kłębiąca się w małym pudle telewizora. Niby jej siedlisko jest daleko, ale z mocą fal rozchodzi się nawet do najdalszego zadupia i kształtuje mentalność odbiorców. Doskonale wiemy, jak to jest musieć udawać kogoś innego. Albo nie musieć udawać, ale musieć udowadniać, że nie jest się tym czy owym... Doskonale wiemy, że klecha może być we wsi jeden i na dodatek głupawy, klawy i garbaty, ale moc ambony daje mu realne panowanie na rzędem dusz, a co za tym idzie i spolegliwość władzy państwowej. Wiemy, że miłość bliźniego brzmi ładnie, ale w praktyce ma właściwości totalitarne. Zwłaszcza, że ludzi mądrze wierzących znamy ledwie kilkoro, a oportunistów i fanatyków całą resztę.

Dlatego organizacji o skłonnościach totalitarnych i idei miłującego wykluczenia mówimy nie! I tym Zosiom i Pawłom dajemy znać, że ich rozumiemy. Na Internetową Listę Ateistów i Agnostyków kolejno odlicz, jeśli niekoniecznie wierzysz w moc stwórczą akurat tego jedynego Boga Ojca Wszechmogącego (w Trzech Osobach), albo nie akceptujesz tego, co się dzieje pod płaszczykiem wiary.

3 komentarze:

Fajczarz Krakowski pisze...

Długo jeszcze potrwa zanim to się zmieni. Ile pokoleń musi przeminąć aby ludzie zaczęli wreszcie szanować odmienne przekonania innych? Im szybciej wieś będzie migrować do miast tym szansa na szybszą zmianę większa- duże społeczności mają moc wygładzania kantów pomiędzy mniejszymi grupami społecznymi- choćby przez codzienny kontakt z "odmiennością" i "opatrzenie się". W tym momencie jednak pozostaje tylko współczuć tym, których los pokarał odrobiną większej niezależności i rozumem, który chce łamać bariery- w takich społecznościach jak ta z artykułu ich przymioty oznaczają nie mniej nie więcej jak wyrok.

Unknown pisze...

Panowie, a ja się zastanawiam - była kiedyś taka lista Francuzek, które dokonały aborcji. Opublikowały swoje twarze na okładkach gazet i wygrały (prawo Veil), podobnie zrobiły Niemki... Ale to było w latach 70-tych, obecnie chyba list internetowych jest tak dużo, że są one przeżytkiem. Ja-ateista, ja-gej, ja-abnegat, kontestant... podpis nic nie da, lepiej deklarować się otwarcie, gdy mówią w szkole "pomódlmy się za dzieci z Biesłanu", czy: "w rocznicę śmierci papci papieża zaśpiewajmy Barkę" zacznijmy recytować w myślach Russela i wyjdźmy z towarzystwa? Jej.. post mi wyszedl :P
Pozdr.
w.

Slaah pisze...

Ja doskonale rozumiem, o co wam chodziło.
Jestem wierząca i dobrze mi z tym, ale przyznaję rację, że niektórzy ludzie są TAAACYYY WIERZĄĄĄĄCYYY że się rechotać chce. Np. baby ze wsi (nie podam jakiej, bo jest tam też kilka osób wporządku, więc nie będę tworzyć stereotypów). Co niedziela do kościółka pokornie i inne takie bla bla bla. A całej okolicy powiedziały, że jestem w ciąży (jeździłam tam na wakacje), no a że za rok przyjechałam bez wózeczka, to oczywiście pewne było, że dokonałam aborcji. Taaaa. Nie mam nic ani do nastolatek zachodzących w ciążę, ani do kobiet usuwających ciąże, ale fakt faktem, że to były okrutne ploty. A one są ponad tymi "okropnosciami" i "demonizmem". Bo są takimi dobrymi katoliczkami....