2008/12/21

Berek, czyli co by było, gdyby nie potwór w moherze

Wybraliśmy się do Teatru Kwadrat na "Berka". Na miejscu spotkaliśmy wielu czytelników Gali... :-) Albo - jakby napisała Sylwia Chutnik - panie ubrane w tapirowe hełmy. I panów ustrojonych jak stróże w Boże Ciało...

Eh, gdyby nie Ewa Kasprzyk i jej fenomenalna gra moherowej babci, dzięki której można było tarzać się ze śmiechu, szybko wybieglibyśmy z krzykiem. A tak tylko żałowaliśmy, że nie skończyło się na pierwszej części. Chyba świat się kończy, skoro literaturę klozetową zaczęto wystawiać na scenie (nawet jeśli nie jest to Narodowy) :-)

Ale, ale... Dostrzegamy walor edukacyjny tej adaptacji (ale nie samej książki!). Wprawdzie na poziomie 4 klasy podstawówki, ale zawsze. Stąd też pomysł, żeby Kuratorium Oświaty objęło dofinansowaniem szkolne wyjścia do teatru. Z lekcji tolerancji z pewnością skorzystają też panie w tapirowych hełmach...

Zam zaś Szczygielski jednoznacznie kojarzy nam się z pewną pisarką z "Małej Brytanii"...


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Też byliśmy na przedstawieniu, w sobotę. Mi się podobało. Szczygielski nie był taki zły, w końcu to niegórnolotna komedia :>. Widać było, że się bawi z publicznością. Ciekawe jest jego podejście do tematu - wspominał o tym w wywiadzie na IS.

KiK pisze...

ale to nie Szczygieelski rezyseerował. Własnie te zabawy z publicznością i gra Kasprzyk sprawiają, że całość wychodzi sympatycznie (w przeciwieństwie do książki).