2008/06/18

Mieszkaniówka a sprawa polska

Postanowiliśmy urządzić od nowa nasze mieszkanie (czas najwyższy był!). Od prawie miesiąca mieszkamy w zastępczym lokum, w którym internet jest z komórki na kilogramy o oszałamiających prędkościach niczym z drugiej połowy lat 90-tych, co nie sprzyja komunikacji. Sprzyja za to zrozumieniu niektórych zjawisk, o czym poniżej ;-)

Mieszkamy w samym centrum urodziwej stolicy w jednym z licznych tutaj wieżowców z okresu głębokiego PRLu. Podobnie, jak sąsiedzi 11 pięter w górę i kilka klatek w bok mamy aż 24 m2 wybudowane według socjalistycznej normy maksymalnie 12 metrów na osobę przy fenomenalnie dysfunkcyjnym rozkładzie. Łazienka w tego typu budownictwie niewiele różni się rozmiarem od lodówki, co nie zachęca do przebywania tam dłużej niż cokolwiek wymagane dla czynności fizjologicznych. Od dawna czuliśmy to na ulicach, teraz wiemy dlaczego. I to jest oświecenie pierwsze.

Drugie oświecenie jest bardziej doniosłe: zrozumieliśmy mechanizm nieokiełznanej żądzy lustracyjnej prawdy. Doznawane krzywdy są tak zaburzające, że człowiek z chęci rozliczenia czyni naczelną zasadę swojego żywota. Tako i my się naszymi krzywdzącymi warunkami zaburzyliśmy, że gdybyśmy mogli, chętnie zaprzęglibyśmy IPNowską Komisję ds. Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu do rozliczenia i ukarania wszystkich architektów i planistów kolaborujących z PRLowskim systemem przy wypracowywaniu takich norm i standardów dla życia obywateli i obywatelek. A potem krąg powiększylibyśmy o inżynierów i majstrów, którzy te badziewia budowali.... Dlaczego nikt na to nie wpadł wcześniej?

Co tam się jeszcze przez ten czas wydarzyło? Była parada, na której byliśmy. Spotkaliśmy Abiekta i bardzo niewielu innych znajomych. Trochę szkoda, bo wciąż - niczym od publicystów Rzeczpospolitej - słyszmy na wymówkę farmazony, że "ich orientacja, to ich prywatna sprawa", o czym było już w zeszłym roku. Dość powiedzieć: Panie i Panowie brednie straszliwe opowiadacie! W rzadkich przypadkach to po prostu obojętność. Znacznie częściej to żadna prywatna sprawa, to po prostu wasze zracjonalizowane lęki. Póki się z nimi nie zmierzycie, nie dojrzejecie. A jakikolwiek satysfakcjonujący związek będzie wam 100 razy ciężej stworzyć (jeśliby w ogóle planujecie).

Prywatnie to się możecie co najwyżej cichaczem na przypadkowy seks umawiać, bo to nie wymaga zaistnienia i funkcjonowania w tej roli na co dzień... Był nawet taki przykład ostatnio. Przerysowany, jak jego stroje (co nie znaczy, że z innej bajki), który powiedział jakoś tak, że nienawidzi pedałów, tylko ich rucha... Można by powiedzieć, że to jakiś pajac. Ale nie, to nie pajac, tylko człowiek, który nienawidzi najbardziej ze wszystkich siebie samego, a reszcie się tylko rykoszetem dostaje. Mało kto ma jednak luksus bycia gwiazdą, która może ogłosić, że jest gejem tylko czasami, gdy mu "się zachce"ku pobłażliwości pozostałych. Inni zazwyczaj uważają, że "od środowiska trzyma sie z daleka" a rodzinie mówią, że "jeszcze nikogo właściwego nie spotkali".

Co jest prywatne, a co publiczne? Jest akurat w kinach taki film. Saturno Contro. Może żadne to arcydzieło kinematografii, ale niesie treści na pewnym poziomie poruszające. Przynajmniej dla nas, bo to też może być nasz problem. Bo to, co prywatne - od pewnego etapu jest do bólu publiczne, dosłownie rzecz ujmując. Akcja w skrócie: mieszka dwóch facetów, są ze sobą. Wszystko mają wspólne. Niby banał. Wspólne jednak tak długo, jak obaj są zdolni tę wspólnotę sobie na co dzień doraźnie budować. Jeden umiera nagle na wylew. I nagle nic nie jest wspólne. Jednego albo drugiego. Obcy sobie ludzie z zewnętrznej perspektywy. Prywatnie czy publicznie trzeba iść odebrać ciało?Prywatnie nie ma takiej szansy - osobom obcym ciała się nie wydaje. Potrzeba być publicznie rozpoznawanym przez prawo, żeby mieć taką możliwość... A taką możliwość trzeba niestety sobie wytupać i wygłosować. Prywatne jest publiczne i polityczne...

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Miło znów Was poczytać :)

Lululu pisze...

To jest właśnie największy problem z robotą ideologiczną. Umożliwić ludziom zrozumienie, że brzuch kobiety czy orientacja seksualna to nie są prywatne sprawy. One są prywatne o tyle, że nikomu nic do nich - a to stwierdzenie już jest MEGA polityczne.

Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

A "oświeceni" politycy mówią, że nie ma żadnych nierówności :) I mówią o "przywilejach", których nie nadadzą. Czasami mam wrażenie, że po prostu są mało sprawni neuronowo. Nie. Nie czasami...

Kallipygos pisze...

To ja może tak przydługo. Parę lat temu emigrowaliśmy z exem do NL. Wtedy potrzebne było jeszcze pozwolenie na pracę. Pracę dostał on, ja miałem dopiero szukać. Niestety, legalnie w NL mogłem przebywać tylko jako jego facet. Czyli trzeba udowodnić, żeśmy para. Jak? Ponieważ polskie prawo tnie przewiduje nawet związku rejestrowanego, postanowiliśmy udowodnić, że jesteśmy "z konieczności" singlami, ale chcemy być traktowani w NL jako para. Chcieliśmy uzyskać zaświadczenie o stanie cywilnym. Powiedziano nam, że "się nie wydaje", ale doszukaliśmy się, że wyszła instrukcja z MSW, żeby nie wydawać, bo pedały się pobierają za granicą. Koniec końców każdy z nas napisał do USC podanie z prośbą o zawarcie związku małżeńskiego z drugim. Wszystko oficjalnie. Dostaliśmy oficjalne pismo z odmową. Ta odmowa+pełne odpisy aktów urodzenia z adnotacją, że nie wstępowaliśmy w związki małżeńskie w Polsce, na szczęście Holendrom wystarczyły i uznano nas za parę.