2008/07/21

AAA gotówka od ręki

Przy okazji kończącego się remontu zmuszeni byliśmy pożyczyć jeszcze trochę gotówki na jakieś święte obrazki w złotych ramkach albo kryształy, które będziemy dumnie prezentować na meblościance. Jako że jesteśmy fanami internetu i nawet żarcie kupujemy w sieci, kontakty z kilkoma bankami z marmuru i aluminium były doświadczeniem arcyinteresującym (arcyfrustrującym)...

Wybraliśmy w necie kilka ofert, które nie zalatywały lichwą. Pierwszy był GE Money, który przysłał specjalne pismo o jeszcze bardziej specjalnej ofercie i prawie twierdził, że jesteśmy najulubieńszymi klientami z racji długiej znajomości. Wystarczyło tylko wziąć przysłany świstek do ręki i iść do najbliższego oddziału.

Uśmiechnięta i sympatyczna Pani wypełniła wniosek, ale "computer says no...". Było zaskakujące równie dla nas, co dla tej Pani, która się jednak nie poddała. Wypełniła rubryczki raz jeszcze i mówi: "System wskazuje, że może Pan w naszym banku wziąć kredyt na x tysięcy" No to ja odpowiadam, że przed chwilą próbowałem na jedną czwartą tej kwoty. I jakoś nie wyszło. Zmieszana pani próbuje i widzi nie. Dzwonię do centrali i proszę o wytłumaczenie, ale pani w telefonie jąka się z bezradności i nic nie umie odpowiedzieć o zaistniałej sytuacji. Pani za biurkiem dzwoni do kierownika, ale też z tego nic nie wynika. "Widać mamy jakiś błąd w systemie" - mówi nieco zakłopotana. My na to, że trudno i idziemy do konkurencji...

Millenium. Mówię, że chcę kredyt na tyle i na tyle. Pani zapytuje, czy mam już w ich banku konto. Ja mówię, że nie. Pani na to, że otworzymy konto. Ja na to, że chcę w ich banku kredyt, a nie konto. Pani na to, że to niemożliwe i "żeby wziąć kredyt trzeba założyć konto". I tak sobie gaworzymy. Mówię, że nie widziałem takiej informacji w regulaminie i czy jest pewna.... Pani potwierdza, ale już mniej pewnie. Myślę sobie, że, nie dam sie naciągać na zakładanie konta, bo ona musi wyrobić plany sprzedaży. Idę do konkurencji.

Idziemy do Eurobanku. Stajemy obaj przy ladzie i mówimy, że chcemy kredyt dokładnie na tyle i tyle i interesuje nas ile w ich banku wynosi miesięczna rata. Pan zaaferowany wypytuje o szereg informacji w tym nazwisko panieńskie mamy i prawie imię kochanki taty. Grzecznie podaję, ale zagadując, czy aby na pewno takie informacje potrzebne są do prostej symulacji. Pan tonem nie znoszącym upominania potwierdza, po czym triumfalnie oznajmia, że mam zdolność kredytową na poziomie xx. Ja mu na to, że to wiedziałem zanim przeszedłem, a pytałem, jaka jest wysokość raty przy kredycie dużo mniejszym. Pan się nieco po cichu zirytował i zaczął liczyć. Oznajmia 467 zł ubezpieczeniem. Rata to niczym w Providencie, więc mówię, że nie chcę żadnego ubezpieczenia i ile wynosi rata bez ubezpieczenia. Liczy, liczy i mówi 363. Ja na to, że to aż stówa miesięcznie za nic, więc biorę bez ubezpieczenia. Pan na to, że w takim razie muszę mieć żyranta. Ja odpowiadam, że stoi obok mnie i czy możemy zaczynać procedurę. Pan na to, że to się wydłuży, bo muszę mieć żyranta, żeby przenieść prawa z polisy na życie. Ja na to, że nie bardzo rozumiem, czy mam mieć żyranta czy mam zrobić cesję z polisy na życie. I jak to w końcu jest. Pan udając, że wszystko w porządku, deklaruje, że wyjaśni procedurę, bo to się rzadko zdarza, żeby ktoś bez ubezpieczenia. Idziemy do konkurencji.

ING. Wszystko idzie sprawnie i gładko. Konta nie trzeba i ubezpieczenia nie trzeba. Bierzemy. A przynajmniej tak nam się zdawało, bo pani na to, że niestety w tym oddziale niestety nie możemy. Trzeba iść do oddziału kasowego, bo w tym można wnioskować na maksymalnie 36 miesięcy. Kicha. Idziemy do konkurencji.

Pod ręką, tuż obok, jest kolejny oddział Millenium, bo ich ostatnio więcej niż przejść dla pieszych... Wchodzimy, bo może tu inni doradcy i zaczynamy od nowa, co już jest nieco nudne, ale kasy na kryształy wciąż nie ma... Najpierw twierdzą, że konto w ich banku jest niezbędne, żeby wziąć kredyt, ale po przeformułowaniu pytania okazało się, że wcale nie jest. Krok do przodu, kto by pomyślał, że nawet na regulaminy nie trzeba sie powoływać... Ale pojawia się ubezpieczenie. Pan twierdzi, że jest niezbędne i pokazuje monitor, że nawet nie ma opcji, żeby było bez... No to niech już będzie z ubezpieczeniem myślimy. Ile banków można odwiedzać... Liczymy, liczymy, już wiemy ile ratka. Potem sie okazuje jednak, że ma być o 100 miesięcznie większa niż w symulacji. Pan robi wielkie oczy i nawet jest zawstydzony. My też. Za nich. Obiecuje wyjaśnić sprawę do wtorku, a my idziemy do konkurencji.

Pekao S.A. Wchodzę po drodze do pracy. Jest za pięć (!) dziewiąta. Pytam znudzonej Pani, która patrzy w okno czy mogę. A ona na to z pretensją, że ona pracuje dopiero od dziewiątej. To biuro maklerskie od 8:30. Ona nie. Pomyślałem, że tu muszę zostać, bo warto zobaczyć co będzie dalej... Siadam przy oknie i czekam cztery minuty ku jej irytacji. O godzinie P zagaduję czy już można. Na co Pani łaską, "a w jakiej sprawie?" No to, ja że interesuje mnie pożyczka. Pani wściekła, że "ona nie jest sprzedawcą". Na co ja z satysfakcją, że "to widać i słychać." Pani wytrącona z równowagi, że petent się stawia aż zamilkła! Idąc za ciosem pytam czy tabliczka nad jej biurkiem ["konta, lokaty, kredyty, pożyczki"] jest błędna? Pani zerknęła jakby zobaczyła ją pierwszy raz w życiu i zrobiła się bardzo uprzejma, mówiąc, że po pożyczkę ekspresową mogę załatwić w najbliższym oddziale tu a tu... Nie dociekałem statusu tabliczki więcej.

Polbank. Miło i szybko. Trochę podyskutowaliśmy na temat ubezpieczenia "bo naprawdę warto", ale "dała się przekonać", że mi niepotrzebne... Chyba się uda...

Po drodze był jeszcze Citibank, który zachęca do zostawienia danych kontaktowych, na które oddzwoni doradca... Minął miesiąc, ale nikt nie oddzwonił... Był jeszcze jeden oddział Pekao, w którym twierdzono, że do kredytu jest potrzebne konto w ich banku...

Cóż, nic w tym poście nie zostało przejaskrawione. Zbierając wszystko do kupy, okazuje się, że jeszcze dużo w bankowości do zrobienia... Próbują nas naciągać na drogie i nic nie warte produkty "obowiązkowe" i pewnie im się zazwyczaj udaje. Osobiście wolelibyśmy, żeby zamiast otwierać oddział na każdym rogu, podreperowali standardy obsługi klienta. Może znajdzie się nowy gracz, który wprowadzi nową jakość.... Tymczasem wolimy Internet.


5 komentarzy:

Lululu pisze...

Każdy z banków jak kolejny z piekielnych kręgów :d

Anonimowy pisze...

No to świetnie po prostu. Już widzę, jak my bierzemy kredyt...

Anonimowy pisze...

Cudne. ;-)

Anonimowy pisze...

A nie pytała pani: "czeeeegooo...?"

Unknown pisze...

No i wlasnie dlatego lepiej byc biednym ;) Ja nie dostalam kredytu, bo w kazdym banku slyszalam, ze "nie mam zdolnosci kredytowej".