2008/06/27

Brawa dla studentów

Wow. Jesteśmy pod wrażeniem... "Kilka tysięcy" studentów z całej Polski dało się namówić na wycieczkę do Paryżewa za 20 zeta sponsorowanej przez organizację irańską o niejasnych powiązaniach i mrocznych celach - donosi Gazeta.

Trudno stwierdzić czy Organizacja Bojowników Ludu to w dzisiejszych czasach fanatyczni islamiści czy może zagorzali marksiści, bo byli już i tymi i tymi... Jedno i drugie jest równie niebezpieczne w skrajnej postaci. Ciekawy jest sam mechanizm: "Jadę, żeby się dobrze bawić w Paryżu. Nie do końca wiem, o co chodzi z tą manifestacją." - mówi dziunia reprezentująca kwiat młodzieży polskiej, młodą tzw. intieligiencję i przyszłość narodu. Nie włączył się jej znak ostrzegawczy "kiedy ktoś chce mi coś dać za friko, chce mnie do czegoś wykorzystać". Zwłaszcza jeśli jasno nie komunikuje celów... A tak w ogóle to wszystko jedno. Osąd moralny nie funkcjonuje.

He, he. A połowa narodu oburza się, że ktoś był agentem... Bycie agentem dawało znacznie więcej wymiernych i niewymiernych korzyści niż weekend w Paryżu... Ludzie są sprzedajni i jeszcze mają czelność twierdzić, że to dziwki godności nie mają...

2008/06/25

?

Zaciekawiła nas w ostatnich dniach chrześcijańska miłość bliźniego. Jakoś ze dwa razy w ciągu ostatnich dni się nam przejawiała. A właściwie jej deficyty. Pierwszy raz przy sprawie minister Kopacz, którą chciano ekskomunikować za wypełnienie obowiązków służbowych. Szczęśliwie, była to inicjatywa plebsu wielbiącego Frondę, której namiestnicy Boga nie podchwycili. Tak to jednak - mamy wrażenie - na co dzień funkcjonuje w wersji katopop. I nie wzbudza zdziwienia ani dezaprobaty.

Zdziwienie i dezaprobata powstają, kiedy ideał ma się rzeczywiście wcielić w życie. [Drugi raz] Dziś, kiedy Kurski z Wyborczej stwierdził, że trzymanie Maleszki było między innymi wyrazem chrześcijańskiej miłości bliźniego. Już sobie pomyśleliśmy, że to zamknie paszczę wszystkim miłującym katolikom z Dziennika i Rzeczpospolitej. Ale guzik. Ludzka percepcja, jest selektywna. Tego aspektu pewnie nikt zaślepiony żądzą krwi i odegrania się na konkurentach nie zauważy, albo wyśmieje za "wypaczenie doktryny". Wiadomo, kochać należy selektywnie. Jak jest dobrze. I karać, kiedy odbiega od ideału.

Nie żebyśmy aspirowali do miana... agentów (nośników) miłości bliźniego w katolickim wydaniu. Osobiście jednak - jako czytelnikom - wcale nam nie przeszkadzało, że Ketman - Maleszka miał jakiś etacik w Gazecie. Niechby sobie siedział i redagował na zasadach telepracy, zwłaszcza, że ponoć był w tym bardzo dobry.... Ci, którzy nie chcieli z nim współpracować nie musieli. Że w niektórych wzbudzał niesmak? No rany, w każdej dużej firmie znajdzie się miejsce dla największej szui i zazwyczaj nie ma nawet możliwości, żeby się nim/ nią nie stykać. Ta sytuacja zdawała się więc była naprawdę komfortową dla współpracowników... Ktoś powie, że to nie my byliśmy jego znajomymi i nie jesteśmy rodziną Pyjasa... Czy coś to zmieni, że Maleszki nie będzie już w GW? To ma być rodzaj kary dla niego czy moment triumfu sprawiedliwości dziejowej? Jeśli jest normalnie odczuwającą jednostką z niezwichrowana psychiką (w co wątpimy), to karę już poniósł - publicznie. Jeśli to po nim spłynęło, to jest jakiś zaburzony i nic się z tym nie zrobi... Trzeba zaakceptować śmieci dawnego systemu. Ludzie go stworzyli i pozwolili mu trwać... Inne represje przypominają raczej żądzę zemsty niż tak propagowaną miłość bliźniego. Lepiej jak pójdzie po pomoc socjalną? Tak w ogóle ilość ludzkich śmieci jest chyba w dziejach stała. Problem w tym, czy jak działa system gospodarowania nimi...


Boski Bonus:

Ciekawe ile majtek udało sie w ten sposób ocalić przed kradzieżą w tym majtkowym sklepie w centrum stolicy? ;-)

2008/06/18

To piękne, kiedy rodzi się życie...

O aborcji było tu już nie raz, zarówno w kontekście możliwości samostanowienia o sobie, jak i odczarowywania samego zabiegu z punktu widzenia rozwoju człowieka. No więc z jednej strony z zażenowaniem, a z drugiej z nieskrywaną wściekłością patrzyliśmy na sprawę Agaty z Lublina. Dziś -tfu - "doszło do aborcji" jak informuje KAI. Szło, szło i doszło. Właściwie dojechało. Albo dojechano, bo z Lublina przez Warszawę, aż do Gdańska. O mały włos, a niektórzy osiągnęliby to, co chcieli czyli przeciągnięcie sprawy powyżej 12 tygodnia... Dobrze, że była Alicja Tysiąc, która walczyła o swoje prawo. Tym razem przynajmniej w ostatniej chwili włączyło się ministerstwo, które raczyło wyznaczyć placówkę , gdzie zabieg będzie możliwy.

Któregoś dnia przed wyjściem do pracy pewien znany ze swojej obleśnej powierzchowności i kawalerskiego stanu publicysta grzmiał w radiu na Wyborczą, że rozpoczęła ideologiczna krucjatę posługując sie manipulacją i dzieckiem w sprawie liberalizacji dostępności zabiegów. Zachowanie tzw. obrońców życia i przedstawicieli kościoła było nienaganne. Kwestia skąd wiedzieli i jak się zjawili wcale nie była rozpatrywana... Widać ktoś zrobił dobrą robotę - chciał uratować cud zapłodnienia. Trąbił przy tym również doniosłym głosem, o cudownym wydarzeniu, kiedy kobieta rodzi dziecko. Hmmm.... cudowne to jest może kiedy kotka rodzi kocięta, bo nie zachodzi z przypadku i zawsze dzieci chce. Nie wspominając o tym, że w przeciwieństwie do małych istot ludzkich małe kotki są naprawdę słodkie... W przypadku Agaty żadnego piękna jakoś dopatrzeć się nie możemy...

Mieszkaniówka a sprawa polska

Postanowiliśmy urządzić od nowa nasze mieszkanie (czas najwyższy był!). Od prawie miesiąca mieszkamy w zastępczym lokum, w którym internet jest z komórki na kilogramy o oszałamiających prędkościach niczym z drugiej połowy lat 90-tych, co nie sprzyja komunikacji. Sprzyja za to zrozumieniu niektórych zjawisk, o czym poniżej ;-)

Mieszkamy w samym centrum urodziwej stolicy w jednym z licznych tutaj wieżowców z okresu głębokiego PRLu. Podobnie, jak sąsiedzi 11 pięter w górę i kilka klatek w bok mamy aż 24 m2 wybudowane według socjalistycznej normy maksymalnie 12 metrów na osobę przy fenomenalnie dysfunkcyjnym rozkładzie. Łazienka w tego typu budownictwie niewiele różni się rozmiarem od lodówki, co nie zachęca do przebywania tam dłużej niż cokolwiek wymagane dla czynności fizjologicznych. Od dawna czuliśmy to na ulicach, teraz wiemy dlaczego. I to jest oświecenie pierwsze.

Drugie oświecenie jest bardziej doniosłe: zrozumieliśmy mechanizm nieokiełznanej żądzy lustracyjnej prawdy. Doznawane krzywdy są tak zaburzające, że człowiek z chęci rozliczenia czyni naczelną zasadę swojego żywota. Tako i my się naszymi krzywdzącymi warunkami zaburzyliśmy, że gdybyśmy mogli, chętnie zaprzęglibyśmy IPNowską Komisję ds. Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu do rozliczenia i ukarania wszystkich architektów i planistów kolaborujących z PRLowskim systemem przy wypracowywaniu takich norm i standardów dla życia obywateli i obywatelek. A potem krąg powiększylibyśmy o inżynierów i majstrów, którzy te badziewia budowali.... Dlaczego nikt na to nie wpadł wcześniej?

Co tam się jeszcze przez ten czas wydarzyło? Była parada, na której byliśmy. Spotkaliśmy Abiekta i bardzo niewielu innych znajomych. Trochę szkoda, bo wciąż - niczym od publicystów Rzeczpospolitej - słyszmy na wymówkę farmazony, że "ich orientacja, to ich prywatna sprawa", o czym było już w zeszłym roku. Dość powiedzieć: Panie i Panowie brednie straszliwe opowiadacie! W rzadkich przypadkach to po prostu obojętność. Znacznie częściej to żadna prywatna sprawa, to po prostu wasze zracjonalizowane lęki. Póki się z nimi nie zmierzycie, nie dojrzejecie. A jakikolwiek satysfakcjonujący związek będzie wam 100 razy ciężej stworzyć (jeśliby w ogóle planujecie).

Prywatnie to się możecie co najwyżej cichaczem na przypadkowy seks umawiać, bo to nie wymaga zaistnienia i funkcjonowania w tej roli na co dzień... Był nawet taki przykład ostatnio. Przerysowany, jak jego stroje (co nie znaczy, że z innej bajki), który powiedział jakoś tak, że nienawidzi pedałów, tylko ich rucha... Można by powiedzieć, że to jakiś pajac. Ale nie, to nie pajac, tylko człowiek, który nienawidzi najbardziej ze wszystkich siebie samego, a reszcie się tylko rykoszetem dostaje. Mało kto ma jednak luksus bycia gwiazdą, która może ogłosić, że jest gejem tylko czasami, gdy mu "się zachce"ku pobłażliwości pozostałych. Inni zazwyczaj uważają, że "od środowiska trzyma sie z daleka" a rodzinie mówią, że "jeszcze nikogo właściwego nie spotkali".

Co jest prywatne, a co publiczne? Jest akurat w kinach taki film. Saturno Contro. Może żadne to arcydzieło kinematografii, ale niesie treści na pewnym poziomie poruszające. Przynajmniej dla nas, bo to też może być nasz problem. Bo to, co prywatne - od pewnego etapu jest do bólu publiczne, dosłownie rzecz ujmując. Akcja w skrócie: mieszka dwóch facetów, są ze sobą. Wszystko mają wspólne. Niby banał. Wspólne jednak tak długo, jak obaj są zdolni tę wspólnotę sobie na co dzień doraźnie budować. Jeden umiera nagle na wylew. I nagle nic nie jest wspólne. Jednego albo drugiego. Obcy sobie ludzie z zewnętrznej perspektywy. Prywatnie czy publicznie trzeba iść odebrać ciało?Prywatnie nie ma takiej szansy - osobom obcym ciała się nie wydaje. Potrzeba być publicznie rozpoznawanym przez prawo, żeby mieć taką możliwość... A taką możliwość trzeba niestety sobie wytupać i wygłosować. Prywatne jest publiczne i polityczne...